Istnieją takie samochody, które spotykamy na polskich drogach nadzwyczajnie często. Można chyba śmiało powiedzieć, że wpisały się one już na stałe w nasz nadwiślański krajobraz. Nie ma dnia, w którym nie zobaczylibyśmy nawet kilkudziesięciu egzemplarzy jednego modelu podczas spaceru czy przejażdżki. Bez wątpienia, jednym z takich pojazdów jest Opel Astra.
Pierwsza generacja Astry zawitała na rynku w 1991 roku, tuż po odejściu na emeryturę modelu Kadett. Niemieckie auto jest dumnym przedstawicielem jakże popularnego segmentu C i w swojej historii było produkowane w licznych wersjach nadwoziowych i napędowych.
Opel Astra jest ważny dla Polaków również ze względu na miejsce produkcji. Przez aż pięć generacji, model ten był montowany w fabryce w Gliwicach. Pracę przy montażu tego popularnego samochodu znalazły z pewnością tysiące osób. Teraz niestety, Opel Astra stracił już ten swój „polski pierwiastek”.
W lipcu 2021 roku świat ujrzał po raz pierwszy szóstą generację tego modelu. Astra oznaczona literką L została zbudowana na płycie podłogowej EMP2. To modułowa platforma znana z francuskich samochodów takich jak Peugeot 308, Citroen C5 Aircross, czy nawet Fiata Scudo.
Pozwoliło to oczywiście na zastosowanie sprawdzonych układów napędowych, w tym hybryd typu plug-in. I właśnie z takim samochodem mieliśmy do czynienia. Na naszym parkingu redakcyjnym, po dość długim czasie od premiery i wielu opóźnieniach, pojawił się Opel Astra L Plug-In Hybrid w wersji wyposażenia GS.
Względem poprzednika, czyli Opla Astry K, całe nadwozie jest tylko o 4 milimetry dłuższe i mierzy 4734 milimetry. Większe różnice zauważymy w wysokości i szerokości. Nowa Astra jest bowiem o około 4 centymetry niższa i o 5 centymetrów szersza od swojej poprzedniczki.
Opel Astra czerpie z Francji
Nastąpiły ogromne zmiany w stylistyce. Wszystkie linie są ewidentnie dużo bardziej „kanciate”. Z przodu od razu zauważymy charakterystyczny czarny pas z reflektorami LED, który powoli wkrada się do wszystkich nowych modeli Opla. Tył zdobią dość wąskie lampy. Można odnieść wrażenie, że czegoś tu brakuje, choć to oczywiście kwestia gustu.
Cieszą smaczki stylistyczne, takie jak klamka klapy bagażnika ukryta w znaczku Opla, lub plastikowy trójkącik za tylnymi drzwiami, który każdemu od razu skojarzy się ze starym Kadettem. Warto zdecydować się na dwukolorowe malowanie karoserii. Wygląda to świetnie i nadaje nieco sportowego charakteru.
Wsiadając do wnętrza również przeżyjemy spory szok. Względem poprzednika zaszły tu kolosalne zmiany. W oczy od razu rzucają się dwa ekrany na desce rozdzielczej. Pierwszy z nich pełni funkcję wirtualnego kokpitu, drugi natomiast to oczywiście obsługa systemu inforozrywki. Niestety, otacza je dość gruba ramka wykończona fortepianową czernią.
Materiał ten znajdziemy również na konsoli centralnej, gdzie umieszczono efektownie wyglądający wybierak skrzyni biegów, przycisk do zmiany trybów jazdy i kilka schowków. Niestety, okazało się, że piano black to nie jest najgorsze, co mogło nas tu spotkać. Jeszcze bardziej dramatyczne w utrzymaniu są gumowe roletki.
O ile plastiki piano można spolerować i okleić folią zabezpieczającą, tak z tymi gumowymi elementami nic już nie zrobimy. A wystarczy po nich delikatnie przejechać paznokciem, żeby został na nich trwały ślad. Parafrazując „klasyka”: Tego nie spolerujesz, to je guma!
Wnętrze zostało jednak dość ciekawie zaprojektowane. Mamy tutaj efektownie poukrywane nawiewy klimatyzacji, ładną, spłaszczoną u dołu kierownicę z wygodnymi w użyciu przyciskami i łopatkami, i skromne oświetlenie nastrojowe. Możemy wybrać kolor jedynie dwóch pasków umieszczonych w boczkach drzwiowych.
Bardzo ucieszyliśmy się na widok dość dużej grupy fizycznych przycisków pod ekranem dotykowym. W bardzo łatwy sposób ustawimy klimatyzację czy wyregulujemy głośność klasycznym pokrętłem. Niby nie jest to nic takiego, ale w nowych samochodach spotyka się to coraz rzadziej i kierowcy zaczynają za tym już tęsknić. Dotykowe panele sterowania w większości przypadków są po prostu kiepskie.
Fotele zasługują na pochwałę. Są bardzo wygodne, mają funkcję „kołyski” i w żaden sposób nie męczą przy długich podróżach. Kierowca może skorzystać z wyświetlacza przeziernego Head-Up Display, który jest czytelny i posiada sporo funkcji. Każdy użytkownik może sobie również skonfigurować układ wyświetlania informacji na wirtualnym kokpicie.
Na ilość miejsca na tylnej kanapie nie można narzekać. Zarówno na głowę jak i nogi nawet wysocy pasażerowie będą mieli trochę przestrzeni. Przy dłuższych podróżach doskwierać im może jedynie niskie i krótkie siedzisko. Z tyłu znajdziemy osobne nawiewy, złącze USB do ładowania telefonu i oczywiście podłokietnik z uchwytami na kubki.
Przestrzeń bagażowa Opla Astry wynosi 422 litry. My mamy tutaj jednak do czynienia z wariantem hybrydowym typu plug-in, więc w naszym przypadku bagażnik skurczył się do 352 litrów. Mamy podwójną podłogę, gdzie ten niższy poziom sprawdzi się między innymi jako schowek na kable do ładowania. Po złożeniu oparć tylnej kanapy uzyskujemy 1 268 litrów.
Opel Astra PHEV? Masz wybór
Opel Astra L po raz pierwszy daje swoim klientom możliwość wyboru napędu hybrydowego typu plug-in. To zasługa płyty podwoziowej EMP2. Pod maską naszego egzemplarza znaleźliśmy więc turbodoładowaną, benzynową jednostkę 4-cylindrową o pojemności 1.6 litra. Współpracuje ona z silnikiem elektrycznym, zasilanym z baterii o pojemności 12,4 kWh.
Kierowca otrzymuje do dyspozycji łączną moc 180 koni mechanicznych oraz moment obrotowy wynoszący 360 niutonometrów. Wszystko to trafia na przednią oś za pomocą 8-stopniowej przekładni automatycznej. Producent deklaruje czas przyspieszenia od 0 do 100 km/h wynoszący 7,6 sekundy i prędkość maksymalną na poziomie 225 km/h.
Moc ta jest odczuwalna. Poruszanie się zarówno po mieście jak i w trasie może się odbywać w bardzo dynamicznym stylu, choć Astra zazwyczaj nas do tego nie namawia. Układ zawieszenia jest dość sztywny, szczególnie odczuwalne jest to na poprzecznych nierównościach. Nie jest natomiast twardo, więc na brak komfortu nie możemy narzekać.
Hybryda typu plug-in daje nam możliwość jazdy w trybie w pełni elektrycznym. Producent przekonuje, że 12,4 kWh powinno wystarczyć na przejechanie do 60 kilometrów na prądzie. Nam, w zimowych warunkach udało się pokonać maksymalnie 40 kilometrów. Ładowanie z Wallboxa czy stacji szybkiego ładowania potrwa około 2 godzin.
Stanie się tak tylko wtedy, gdy dokupimy opcjonalną ładowarkę pokładową o mocy 7,4 kWh. Standardowa przyjmuje jedynie 3,7 kWh, więc cały proces trwa dwukrotnie dłużej. Podładować baterie możemy również korzystając z silnika spalinowego, czy używając opcji odzyskiwania energii z hamowania.
Podczas jazdy z wyłączoną funkcją używania baterii, w mieście musimy się liczyć ze zużyciem na poziomie 8, a nawet 10 litrów na 100 kilometrów. W trasie, przy prędkości 120 km/h średnie spalanie to 6,5 litra na 100 kilometrów, a przyspieszając do autostradowych 140 km/h zużyjemy 8,1 litra na 100 kilometrów.
Polski cennik Opla Astra startuje obecnie od kwoty 109 800 złotych. W zamian otrzymujesz egzemplarz w bazowym poziomie wyposażenia Edition, z silniczkiem 1.2 o mocy 110 koni mechanicznych i z manualną skrzynią biegów. Dopłata do odmiany Sports Tourer, czyli kombi, wynosi równe 5 000 złotych.
Najtańszą hybrydę typu plug-in możemy kupić dopiero od poziomu Elegance. Za taki egzemplarz musimy już zapłacić minimum 174 500 złotych. Wariant GS, czyli taki jak testowany przez nas, to już wydatek 182 500 złotych. Jeszcze parę lat temu kto by pomyślał, że za Opla Astrę trzeba zapłacić aż takie pieniądze. Ale niestety, takie mamy czasy.
Nie jest to jeszcze szczyt możliwości. Wkrótce do oferty dołączy topowa odmiana GSe, gdzie kierowca będzie miał do dyspozycji 225 koni mechanicznych. To ten sam układ napędowy, jaki znamy z testowanego przez nas Peugeota 308 GT Pack. Polskiego cennika jeszcze nie znamy, ale w Niemczech różnica względem 180-konnej wersji wynosi około 23 000 złotych.
Sprawdzony przez nas Opel Astra L jest bardzo udanym samochodem, który śmiało możemy polecić każdemu. Podróżuje się komfortowo, układ hybrydowy typu plug-in pozwala na oszczędności, a wysoka moc zapewnia odpowiednią dynamikę. Znalazło się tez kilka wad, takich jak niektóre elementy wykończenia wnętrza.
Naszym zdaniem, podobnie jak w przypadku Peugeota 308, brakuje tu jeszcze co najmniej jednej wersji silnikowej. Przydałby się dieselek o mocy 150 lub 180 koni mechanicznych, z którym przemykanie po autostradach byłoby czystą przyjemnością. Niestety, w dzisiejszych czasach to już rzadkość.