Gdyby infrastruktura była lepiej rozwinięta, samochody elektryczne z pewnością cieszyłyby się większą popularnością na naszym rynku. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ponieważ osoby korzystające z elektrycznych pojazdów wiedzą, że są one interesujące i przewyższają swoich spalinowych odpowiedników pod wieloma względami. Zapewniają fantastyczne przyspieszenie i są bardzo ciche, co znacząco wpływa na komfort jazdy.
- W Polsce przybywa ładowarek, ale w zdecydowanej większości o mocach do 22 kW
- Dzięki funduszom z Unii Europejskiej przy najważniejszych trasach pojawi się wiele szybkich ładowarek
- Warszawa jest liderem pod względem liczby punktów ładowania
- Samochodem elektrycznym da się wygodnie podróżować po Europie
Oczywiście, nie uważam, że samochody elektryczne powinny całkowicie zastąpić pojazdy spalinowe. Wręcz przeciwnie, w podróżach długodystansowych benzyniaki i diesle nie mają i przez długi czas nie będą miały konkurencji. Przeciętny elektryk oferowany w Polsce może przejechać średnio tylko 350-400 km bez potrzeby ładowania, co stanowi bardzo ograniczoną odległość. Do tego dochodzi słaba infrastruktura ładowania, co skutkuje słabą sprzedażą.
Ile ładowarek jest w Polsce? Stan na marzec 2024
Istnieje ich sporo, przynajmniej na papierze. Według najnowszych danych, pod koniec marca 2024 roku w naszym kraju działało 6490 punktów ładowania. To wzrost o imponujące 37% w porównaniu do marca 2023 roku, kiedy działało ich 4680.
Najpierw elektrykiem, teraz Dieslem. O ile szybciej przejechałem 1500 kilometrów?
Infrastruktura ładowania w Polsce stale się rozwija, a tylko w marcu przybyło 152 nowych punktów ładowania. Perspektywy są coraz lepsze, szczególnie że Unia Europejska przyznała Polsce grant w wysokości 467 milionów złotych na rozwój sieci stacji ładowania. Planuje się, że odległość między szybkimi ładowarkami przy najbardziej uczęszczanych trasach nie przekroczy 60 km.
Grubo ponad połowa to ciągle wolne ładowarki
Punktów ładowania rzeczywiście przybywa. Jednak szkoda, że aż 64% z nich, czyli grubo ponad połowa, to ładowarki wolne o mocy 22 kW. Podczas testów samochodów elektrycznych jeszcze nie było mi dane korzystać z tak słabych punktów ładowania, chyba że te o większej mocy nie działały.
22 kW w praktyce oznacza bardzo wolne ładowanie. Choć w mieście może być to akceptowalne, na trasie korzystanie z takich punktów oznacza wydłużony czas podróży o kilka godzin. Na przykład naładowanie Skody Enyaq z baterią 80 kWh potrwałoby około 4 godzin. To zdecydowanie zbyt długo.
Bez tej karty nie wyjeżdżaj elektrykiem za granicę. Zrozumiałem to po 3 tysiącach kilometrów
Dodatkowo, większość nowych punktów ładowania przybywa głównie w większych miastach, gdzie infrastruktura i tak wygląda dobrze. Na przykład w Warszawie jest aż 621 ogólnodostępnych miejsc ładowania, podczas gdy w Gdańsku jest o połowę mniej – 279. Najgorzej pod tym względem wypada Kraków, gdzie jest zaledwie 202 ładowarki.
Nowe ładowarki o mocy 22 kW nie przekonają nikogo do zakupu samochodu elektrycznego. Polska potrzebuje infrastruktury podobnej do tej w Niemczech, gdzie szybkie ładowarki stawiane są na wielu stacjach paliw przy autostradach, posiadają kilka stanowisk i oferują moce nawet do 350 kW. Ładowanie przy takich złączach trwa znacznie krócej, w zależności od poziomu naładowania, około 15-20 minut, co pozwala na pokonanie kolejnych setek kilometrów.
Samochodem elektrycznym da się podróżować
Mimo ciągle niedostatecznej infrastruktury dla samochodów elektrycznych w Polsce, możliwe jest normalne podróżowanie tymi pojazdami. Z Łukaszem udowodniliśmy to niejednokrotnie.
Niedawno miałem okazję odwiedzić Szwajcarię elektryczną Skodą. Łukasz zaś pojechał na słynny niemiecki tor wyścigowym Taycanem z… rowerami na dachu.
Źródło: Samar, PSPA, Polish EV Outlook Index, motofilm.pl