Zdecydowana większość kierowców z niepokojem patrzy w przyszłość na rok 2035. Od tego momentu w Unii Europejskiej planowane jest wprowadzenie zakazu sprzedaży nowych samochodów z napędem spalinowym. Użytkownikom odbiera się jakąkolwiek swobodę i możliwość wyboru. Obecnie, dobrym sposobem na „polubienie się” z elektromobilnością są przejściowe rozwiązania, czyli hybrydy typu plug-in. Jak się okazuje, UE ma pewne zastrzeżenia do ich użytkowników.
- Unia Europejska grozi palcem właścicielom hybryd plug-in
- Badania pokazują, że kierowcy nie korzystają z nich w ekologiczny sposób
- Tylko 25 procent użytkowników „prawidłowo” ładuje akumulatory
Zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych zbliża się wielkimi krokami. Jeśli do tej pory nic się nie zmieni, od 2035 roku w salonach znajdziesz już tylko auta elektryczne. Pomijając oczywiście wyjątki dotyczące marek oferujących modele produkowane w niewielkich ilościach.
Nie każdy kierowca chce od razu przechodzić ze spalinówki na elektryka i często podejmowana jest próba zakupu czegoś „przejściowego”. Mam tu oczywiście na myśli hybrydę typu plug-in.
Taki rodzaj napędu składa się z jednostki spalinowej, silnika elektrycznego oraz akumulatora. Baterie stają się coraz większe i bezemisyjny zasięg na poziomie 100 kilometrów nie jest już dzisiaj rzadkością.
Unia Europejska zarzuca kierowcom nieprawidłowe użytkowanie hybryd plug-in
Producenci chwalą się, że ich hybrydy PHEV potrafią zużywać mniej niż 1 litr paliwa na 100 kilometrów i oferują bardzo niską emisję CO2 do atmosfery. Dane te są oczywiście uśrednione i dotyczą użytkowania auta z naładowaną baterią.
W takim przypadku, samochód często korzysta z napędu elektrycznego, dzięki czemu ogranicza emisję szkodliwych substancji. Unia Europejska przyjrzała się danym dotyczącym użytkowników takich hybryd i oskarża ich o nieprawidłowe, nieekologiczne korzystanie z napędu.
Z badań przeprowadzonych w Niemczech wynika, że tylko 25 procent użytkowników hybryd PHEV ładuje akumulatory z gniazdka. Pod uwagę wzięto auta wyprodukowane w latach 2016-2021.
Kierowcom najzwyczajniej w świecie nie chce się długo czekać przy ładowarce i nie zawsze mają możliwość podpinania się do gniazdka w domu. Najczęściej do ładowania akumulatora wykorzystywany jest silnik spalinowy.
Zmienia to oczywiście diametralnie poziom ekologiczności takich samochodów, które nie emitują już tak mało CO2 jak deklarują producenci. Tylko 25 procent właścicieli hybryd ładuje baterie w sposób „ekologiczny” i korzysta z trybu elektrycznego przez około 50 procent jazdy.
Kierowcy nie chcą tracić czasu przy ładowarce i dodatkowo płacić za prąd. Zdecydowanie bardziej wolą wykorzystać do ładowania nieco więcej paliwa. Przy okazji testu Peugeota 408 sprawdziłem ile takie ładowanie trwa i kosztuje.
Hybrydy stają się coraz bardziej efektywne
W ofercie wielu producentów pojawia się coraz więcej tego typu hybryd. Nowoczesne rozwiązania zapewniają bezemisyjny zasięg na poziomie ponad 100 kilometrów, a baterie da się ładować ze znacznie większą mocą niż do tej pory.
Przykładowo, nowy Volkswagen Golf po faceliftingu posiada akumulator o pojemności 19.7 kWh. Naładowanie go do pełna na stacji szybkiego ładowania trwa mniej niż 30 minut, gdyż architektura pozwala na przyjęcie mocy do 50 kW. W starszych hybrydach jest to zazwyczaj mniej niż 10 kW, co znacznie wydłuża czas postoju przy ładowarce.
Hybrydy plug-in to również sposób na zapewnienie lepszych osiągów. Są producenci, którzy potrafią wykorzystać zalety takich układów w samochodach sportowych.
Warto wspomnieć chociażby o Porsche Panamerze Turbo e-hybrid generującej 680 koni mechanicznych, czy o 800-konnym Lamborghini Urus SE, które zadebiutowało całkiem niedawno.
Sebastian miał również okazje testować najmocniejszą limuzynę na rynku. Mercedes-AMG S 63 E Performance również wykorzystuje hybrydowy układ typu plug-in.
Źródło: klix.ba, motofilm.pl