Od wielu lat marzymy o polskim samochodzie, ale niestety są to pragnienia, które póki co raczej się nie spełnią. Nie możemy jednak powiedzieć, że Polska nie ma kompletnie nic wspólnego z przemysłem motoryzacyjnym. Być może zdążyłeś już zauważyć, że to właśnie w fabryce w Tychach produkowany jest chociażby Jeep Avenger.
W zakładach FCA Poland montowane są również: Fiat 500, Fiat 600 oraz Lancia Ypsilon, która trafia na rynek włoski. Już wkrótce pojawi się tam również Alfa Romeo Milano. Miałem niedawno okazję sprawdzić jak to jest z jakością wykończenia aut produkowanych na polskiej ziemi.
W moje ręce wpadły kluczyki do wspomnianego wyżej Jeepa Avengera. Model ten został przyjęty na rynku bardzo ciepło, może się pochwalić naprawdę atrakcyjną ceną i świetnym wyglądem. Ja miałem okazję przetestować wersję z napędem spalinowym, ale jak z pewnością dobrze wiesz, auto oferowane jest również w wersji w pełni elektrycznej.
Miejski crossover, który wygląda świetnie
Najpierw jednak trochę „historii”, która w przypadku tego modelu nie sięga zbyt daleko. Jeep Avenger to zupełnie nowy model w gamie tego producenta i jednocześnie najmniejszy z całej oferty. Auto powstało głównie z myślą o rynku europejskim jako crossover segmentu B. Jego produkcja trwa stosunkowo niedługo, bo od stycznia 2023 roku.
Avenger został zbudowany na platformie STLA Small, czyli zmodernizowanej wersji płyty podłogowej CMP. Daje ona możliwość montowania zarówno napędu spalinowego jak i elektrycznego (e-CMP2). Jeep mierzy 4 084 milimetry długości, z czego 2 560 milimetrów to rozstaw osi. Szerokość auta wynosi 1 776 milimetrów, a wysokość 1 528 milimetrów.
Sam projekt pod względem stylistycznym wygląda naprawdę atrakcyjnie. Od razu można śmiało stwierdzić, że mamy do czynienia z Jeepem. Charakterystyczny wzór grilla, napompowane nadkola i prześwit wynoszący 20 centymetrów to łatwo zauważalne cechy szczególne. Odmiana elektryczna różni się od spalinowej brakiem końcówki układu wydechowego i dwoma emblematami.
Standardowo już dla Jeepa, projektanci nieźle się postarali i ukryli w aucie sporo ciekawych akcentów nawiązujących do historii. Na felgach czy w kratce przedniego zderzaka znajdziesz charakterystyczny wizerunek grilla i lamp starego Willys’a. Podobne symbole znajdziesz też w tylnych lampach, we wnętrzu czy nawet na szybach.
Wewnątrz twarde plastiki
Otwierając drzwi kierowcy od razu rzuci Ci się w oczy plakietka z dumnym napisem „Made In Poland„. Po zajęciu miejsca w dość wygodnych fotelach zauważysz od razu metalową gałkę dźwigni zmiany biegów. Testowałem auto zimą i w takim okresie warto korzystać z rękawiczek, gdyż sama gałka staje się bardzo zimna.
W przypadku spalinowej wersji jeszcze do niedawna dostępna była tylko 6-stopniowa przekładnia manualna. Dopiero od niedawna do oferty dołączyła wersja E-Hybrid z miękką hybrydą i automatyczną skrzynią dwusprzęgłową. Jestem przekonany, że takie rozwiązanie zapewni dużo więcej komfortu, szczególnie podczas jazdy po mieście.
Wnętrze wykończone jest raczej twardymi plastikami, a sam projekt deski rozdzielczej jest dość ergonomiczny. Zdecydowanie efektownie wygląda oświetlenie nastrojowe, które możemy włączyć w jednym z kilku kolorów. Niestety, w moim egzemplarzu zauważyłem trzeszczenie boczków podczas słuchania muzyki. I to nawet bez mocnego podkręcania regulatora głośności.
Miejsca jest wystarczająco dużo i można skorzystać z wielu schowków
Przed oczami kierowcy znajduje się wyświetlacz wirtualnego kokpitu, a na środku deski rozdzielczej ekran dotykowy obsługujący multimedia. Na szczęście, nadal mamy tu sporo przycisków fizycznych, chociażby od zmiany trybu jazdy, ustawień klimatyzacji czy wywoływania konkretnego menu. Z przodu są dwa porty USB-A i C oraz dość spora liczba schowków, półek i przegródek.
Może i na zdjęciach tak to nie wygląda, ale na tylnej kanapie jest zaskakująco sporo miejsca. Owszem, nie jest to Klasa S Long, ale bez problemu wygodnie zmieszczą się tam dwie dorosłe osoby. Znajduje się tam dodatkowe gniazdo USB, ale niestety nie uświadczysz podłokietnika.
Dostęp do bagażnika w moim egzemplarzu odbywa się przez klapę, która otwierana jest automatycznie. Pod nią znajdziesz 380 litrów pojemności, co jest nieco wyższą wartością niż w wersji z napędem elektrycznym (355 litrów). Przestrzeń jest dość ustawna i mamy do dyspozycji podwójną podłogę bagażnika.
Pod maską nie zmieściło się zbyt wiele koni
Testowany przeze mnie Jeep Avenger to najtańsza wersja napędowa, czyli z silnikiem spalinowym pod maską. Jest to 3-cylindrowa jednostka benzynowa o pojemności 1.2 litra. Turbodoładowany motor generuje moc równych 100 koni mechanicznych i 205 niutonometrów momentu obrotowego.
Potencjał ten trafia wyłącznie na przednie koła, jak już wiesz, za pośrednictwem 6-stopniowej przekładni manualnej. Nie jest to zatem „pełnoprawny” Jeep, który bardzo dzielnie spisze się w terenie, ale zdecydowanie można zjechać nim z asfaltu, nawet w nieco gorszych warunkach.
Jeep Avenger może się pochwalić 20-centymetrowym prześwitem, więc pokonywanie krawężników to żaden problem. Kąt natarcia i rampowy wynosi tu 20 stopni, a kąt zejścia 35 stopni. Auto jest bardzo zwinne i jego średnica zawracania to zaledwie 10,5 metra. Pomijając obecność manualnej skrzyni, poruszanie się po mieście to czysta przyjemność.
Ile pali Avenger?
Silnik nie należy oczywiście do najmocniejszych, więc Avenger nie jest demonem prędkości. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 10,6 sekundy, a maksymalnie rozpędzimy się do 184 km/h. Nieco lepiej pod względem sprintu do setki jest oczywiście w elektrycznej odmianie, która robi to w 9 sekund.
Jeśli chodzi o zużycie paliwa, zimą w mieście udało mi się zejść do wartości 7 litrów na 100 kilometrów. W trasie, przy średniej prędkości 120 km/h komputer pokładowy wskazał 6.8 litra na 100 kilometrów, a przy 140 km/h 8.4 litra na 100 kilometrów. Zbiornik paliwa ma pojemność 44 litrów, więc zasięg to około 600 kilometrów. Jest całkiem nieźle.
Jak już wspomniałem, Jeep Avenger od niedawna dostępny jest również w wersji z miękką hybrydą. Wariant ten wyposażony jest w automatyczną skrzynię, więc jazda z pewnością jest nie tylko bardziej ekonomiczna, ale również wygodniejsza w mieście. Kierowca ma tam do dyspozycji również 100 koni mechanicznych.
Jaka cena?
Polski cennik Jeepa Avengera uległ pod koniec 2023 roku zmianom, na szczęście taką, z której ucieszą się klienci. Aktualnie startuje on od kwoty 108 500 złotych brutto za benzynową wersję z manualem w wariancie wyposażenia Longitude. Nieco lepiej doposażona odmiana Altitude to wydatek 117 800 złotych brutto.
Najbogatsza wersja Summit, czyli taka, jaką miałem okazję testować, kosztuje co najmniej 131 800 złotych brutto. Doposażenie tego egzemplarza w dwukolorowy lakier, pakiet zimowy i pakiet infotainment podniosło ostatecznie kwotę do 144 750 złotych brutto.
Opcjonalnie można jeszcze do auta dorzucić szklany dach za 4 700 złotych czy pakiet z elektrycznie sterowanymi i skórzanymi fotelami z masażem za 6 200 złotych. Samo dwukolorowe malowanie nadwozia to dopłata 6 100 złotych, a lakier turkusowy bez czarnego dachu wiąże się z wydatkiem 3 650 złotych.
Za Avengera E-Hybrid z automatem zapłacisz co najmniej 116 300 złotych brutto w wersji Longitude lub 139 600 złotych brutto w najbogatszej odmianie Summit. Najdroższy jest oczywiście elektryczny Jeep, który startuje w cenniku dopiero od 169 400 złotych za Longitude lub 195 200 złotych brutto za Summit.
Elektryczny Jeep Avenger z pełnym możliwym wyposażeniem to aż 214 600 złotych brutto, co już jest bardzo wysoką kwotą jak za crossovera segmentu B. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mógł sprawdzić jak spisuje się ten bezemisyjny wariant, oraz jak działa automat w wersji E-Hybrid.
Źródło: cennik Jeep Avenger, motofilm.pl