Wiele osób nadal odczuwa strach gdy w pobliżu pojawia się samochód elektryczny. Nie potrafimy jeszcze w pełni zaufać tej technologii i niektórzy próbują trzymać się od niej z daleka. Mercedes uznał, że trzeba coś z tym zrobić.
W sieci nie brakuje informacji ukazujących tragiczne skutki wypadków z udziałem bezemisyjnych samochodów. W głowach niektórych użytkowników samochodów, pierwsze skojarzenie z określeniem „auto elektryczne” to niestety pożar.
Prędzej czy później, większość z nas zostanie niejako zmuszona do wyboru samochodu z napędem elektrycznym. Już w 2035 roku ma się pojawić zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych. Reanimacja starych modeli nie będzie trwała wiecznie.
Mercedes zrobił to jako pierwszy
Producenci starają się przekonywać swoich klientów do zakupu samochodu z baterią. Mercedes-Benz postanowił zaprezentować wszystkim coś, czego nikt oficjalnie jeszcze nie zrobił.
W swoim centrum technologicznym w niemieckiej miejscowości Sindelfingen przeprowadzono test zderzeniowy. Nie wykorzystano jednak do tego betonowych bloków o ogromnej masie. Naprzeciwko siebie ustawiono dwa pojazdy elektryczne i rozpędzono je do prędkości 56 km/h. Jest to pierwszy oficjalny czołowy test zderzeniowy dwóch samochodów z bezemisyjnym napędem.
Auta zderzyły się ze sobą w połowie szerokości nadwozia, co zasymulowało sytuację drogową, która bardzo często zdarza się w prawdziwym życiu. Chociażby w przypadku niekontrolowanego zjechania z pasa ruchu.
Mercedes wykorzystał do tego modele z dwóch przeciwnych biegunów swojej oferty. Mercedes EQA zderzył się z wielkim i ponad dwukrotnie droższym w zakupie EQS SUV.
To auta, które znamy z polskich ulic
Uczestniczące w teście pojazdy są dostępne w regularnej ofercie Mercedesa. Model EQA 250 można kupić już za 223 500 złotych. Oferuje on moc 190 koni mechanicznych i zasięg na poziomie 493 kilometrów (WLTP).
Mercedes EQS SUV to już zupełnie inna półka cenowa. W polskich salonach startuje on od 591 500 złotych za wersję EQS 450+ SUV z silnikiem o mocy 360 koni mechanicznych i zasięgiem 632 kilometrów.
Test miał na celu pokazanie klientom, że pojawienie się pożaru po wypadku auta elektrycznego wcale nie jest regułą. Przy okazji, zaprezentowano jak bezpieczna jest konstrukcja obu samochodów.
W pojazdach umieszczono cztery manekiny, po dwa w każdym samochodzie. Po przeanalizowaniu ponad 150 czujników umieszczonych w każdym z nich stwierdzono bardzo niskie ryzyko wystąpienia poważnych lub śmiertelnych obrażeń. Wszelkie systemy bezpieczeństwa znajdujące się na pokładzie, takie jak poduszki powietrzne czy pasy bezpieczeństwa, zadziałały bez zarzutu.
Grupa wykorzystanych manekinów składała się z trzech żeńskich i jednego męskiego osobnika. Damski manekin odpowiada kobiecie o wzroście około 150 centymetrów i wadze 49 kilogramów. Męski natomiast ma około 170 centymetrów wzrostu i waży 78 kilogramów.
Audi złomuje własne nowe samochody. “Robią to dla dobra wszystkich, którym Quattro odbiera rozum”
Mercedes podkreśla, że jego auta elektryczne są zaprojektowane w taki sposób, aby zminimalizować ryzyko wystąpienia pożaru podczas wypadku. Mamy tam osobno poprowadzone wiązki plusowe i minusowe, oraz specjalny sterownik odłączający układ w momencie poważnej kolizji.
Niemiecki producent bardzo ambitnie podchodzi do kwestii bezpieczeństwa. Zgodnie z programem Vision Zero, do 2050 roku nie tylko chcą wykluczyć pojawianie się ofiar śmiertelnych w wypadkach z udziałem ich samochodów, chcą nawet całkowicie zapobiec powstawaniu jakichkolwiek zderzeń. Mamy nadzieję, że faktycznie uda im się tego dokonać.