Ford z galopującym koniem na grillu niewątpliwie jest jedną z ikon motoryzacji. Kontynuowanie tradycji poprzez wprowadzanie kolejnych generacji samochodów takich jak Porsche 911, czy właśnie Ford Mustang, stanowi trudne zadanie. Trzeba bowiem iść z duchem czasu i wprowadzać nowe rozwiązania, ale jednocześnie zmiany, szczególnie te stylistyczne, nie mogą być zbyt drastyczne, by nie zatracić pierwotnego ducha. Mieliśmy okazję sprawdzić, czy szósta edycja Mustanga ma jeszcze w sobie coś z kultowego pierwowzoru.
Legenda mustanga znana jest chyba każdemu miłośnikowi motoryzacji. Któż z Was nie miał nad łóżkiem plakatu z tym muscle carem, któż nie miał chociaż jednego resoraka, ile razy oglądaliście film „60 Sekund”, „Bullitt” czy serię „Szybcy i Wściekli”. Jest to jeden z najbardziej rozpoznawanych samochodów na świecie.
Patrząc na najnowszą generację oczywiście od razu wiemy co to za samochód. Charakterystyczna linia nie pozwala na pomyłkę. Moim zdaniem genialnym elementem są na przykład tylne światła, które tak bardzo nawiązują do starszych modeli. Z przodu reflektory stały się węższe i dłuższe co, łącznie z przednim pasem, nadało jeszcze więcej agresji do całokształtu.
Wewnątrz czuć typowo amerykański klimat, jednak da się też poczuć europejską rękę, która zadbała o jakość materiałów i spasowanie elementów. O rozrywkę zadba znany już z innych modeli system multimedialny SYNC 2. Jednak wydaje mi się, że nie ma większego sensu słuchanie muzyki w Mustangu, bo ta prawdziwa wydobywa się zza naszych pleców – z układu wydechowego. Przynajmniej w wersji 5.0. Bo jeśli chodzi o słabszą wersję z 4-cylindrowym silnikiem EcoBoost (w Mustangu ?! WTF?!), za doznania dźwiękowe odpowiedzialny będzie syntezator. Jednak działa on na tyle dobrze, że jeden z instruktorów uparcie twierdził, że pod maską mamy silnik V6. Opcjonalnie możemy dokupić jeszcze sportowe, masywne fotele Recaro, które wyglądają jeszcze lepiej od tych montowanych standardowo, ale przede wszystkim jeszcze lepiej będą nas trzymać w zakrętach.
Skoro już o silnikach mowa… Nowy Mustang oferowany jest z dwoma jednostkami napędowymi: 2,3 R4 EcoBoost oraz 5,0 V8. Tu możemy powiedzieć o czymś nowym. Jeśli jeszcze kilkanaście lat temu powiedziałbym Wam, że w przyszłości Mustang będzie miał pod maską 4-cylindrowy silnik, myślę że założylibyście się ze mną o 'grube siano’, że tak się nie stanie. A jednak. Ale czy na pewno ten motor to pomyłka w przypadku muscle cara? Niekoniecznie. Fordowi z 2,3 litra udało się wykrzesać aż 314 KM i 434 Nm. Zmienne fazy rozrządu oraz turbosprężarka zrobiły tutaj swoje. Do setki auto przyspiesza w 5,8 sekundy i rozpędza się do 250 km/h. Według Forda „Ten turbodoładowany silnik zapewnia doskonałe osiągi i niskie zużycie paliwa, którego oczekują klienci z Europy.”. Moim zdaniem to trochę bez sensu, bo kto kupuje Mustanga jednocześnie oczekując niskiego zużycia paliwa? To tak jakby kupić amerykańskiego burgera jednocześnie martwiąc się o kalorie… No ale niestety motoryzacja podążą w tym kierunku w jakim podąża i chyba musimy się do tego powoli przyzwyczajać.
Drugą opcją jest Mustang GT z pełnoprawnym V8 o pojemności 5 litrów pod maską. Kierowca ma tam do dyspozycji 418 KM i 524 Nm. Do setki przyspieszy w czasie o sekundę krótszym niż EcoBoost (4,8 sekundy) i rozpędzi Mustanga również do 250 km/h (prędkość ograniczona elektronicznie). Tak naprawdę dopiero tutaj czuć ducha Mustanga. Świetnie brzmiące osiem cylindrów, wysoka moc przekazywana na tylną oś, manualna skrzynia biegów i w końcu prawdziwe zawieszenie. Przód nowego Mustanga wisi na kolumnach MacPhersona, zaś tył na niezależnym zawieszeniu typu „integral link”. Teraz jesteśmy w stanie przewidzieć jak zareaguje samochód po skręceniu kierownicą przy wysokich prędkościach. Podczas dwóch prób, z czego jedna była trasą techniczną z wykorzystaniem płyt poślizgowych, a druga typowo szybkim torem, mogłem się o tym przekonać. Mustang bardzo dobrze reagował na moje polecenia a dzięki jeszcze lepszym hamulcom Brembo o średnicy 380 mm w przypadku V8 również wytracanie prędkości nie było problemem.
Podczas prezentacji mieliśmy okazję przejechać się tylko modelami z manualną, 6-biegową przekładnią. Współpraca z nią przebiega bardzo przyjemnie, krótki skok lewarka i precyzja dają dużą frajdę z jazdy. Oprócz tego Mustang oferowany jest także z 6-stopniowym automatem. Wtedy przy kierownicy pojawiają się także łopatki do zmiany biegów, ale moim zdaniem ręczna skrzynia biegów dużo lepiej pasuje do charakteru muscle cara.
Auta jakie mieliśmy na torze do dyspozycji to Mustangi Fastback z silnikiem V8 oraz Convertible z silnikiem EcoBoost. Materiałowy dach kabrioletu składa się bardzo szybko za tylną kanapą, trwa to około 10 sekund. Co ważne, nawet po jego złożeniu auto nie traci na swoim wdzięku, nadal wygląda świetnie i jeśli tylko pod maską schować bulgoczące 8 cylindrów to mielibyśmy do czynienia z połączeniem idealnym.
Jeśli chodzi o spalanie, czyli coś co rzekomo interesuje nabywców Mustanga, według producenta, V8 ma spalać średnio około 13 litrów na 100 kilometrów, natomiast 2,3-litrowy EcoBoost około 9 l/100 km. Jednak jak przełoży się to na rzeczywistość będziemy Wam mogli powiedzieć dopiero jak dostaniemy takie auto na dłużej do testu.
Ceny nowego Mustanga zaczynają się od 157 000 złotych za wersję Fastback z silnikiem 2,3 EcoBoost z manualną skrzynią biegów. Dopłata do automatu wynosi 11 000 złotych, a za brak dachu dopłacimy 17 000 złotych. Za Mustanga GT z dodatkowymi czterema cylindrami pod maską zapłacimy co najmniej 178 000 złotych. W przypadku V8 skrzynia automatyczna do koszt 9 000 złotych. Moim zdaniem jest to rozsądna cena jak na auto, które ma tyle do zaoferowania kierowcy. Biorąc pod uwagę fakt, że od teraz naprawdę nie trzeba się bać wyjazdu Mustangiem na tor. Połączenie amerykańskiego stylu z europejską myślą technologiczną to jest to czego mu brakowało.