Chiński elektryk zrobił na mnie wrażenie. Jest rodzinny i Polacy oglądają się za nim na potęgę

Polski rynek samochodowy jest bogatszy w coraz ciekawsze modele. W naszym kraju mamy kilka przedstawicielstw, których nigdy wcześniej nie było, takich jak Bugatti, Koenigsegg, Rimac czy… Maxus. O tym ostatnim najpewniej nie słyszałeś, a szkoda. Bo jest na czym oko zawiesić.

Oto Maxus Mifa9. Producent reklamuje go jako bardzo rodzinne MPV i doskonałą alternatywę dla poszukujących duże luksusowe SUV-y. Tak się składa, że mieliśmy okazję spędzić kilka dni z tym samochodem i możemy śmiało powiedzieć, że ktoś w Chinach wykonał kawał dobrej roboty. Tak, to chiński producent.

Maxus Mifa9 - tył, czarny
Maxus Mifa9 – tył, czarny
Maxus Mifa9 - przód, czarny
Maxus Mifa9 – przód, czarny

Bardzo sceptycznie podchodziliśmy do tej marki przed spotkaniem z Mifa9. Spodziewaliśmy się tandetnej chińskiej zabawki, która odmówi posłuszeństwa po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów. Rzeczywistość jest całkowicie inna.

Pierwsze wrażenie i o ja! Kawał ładnej fury, która została świetnie wykończona i ma fantastyczny napęd. Na polskich drogach nie było osoby, która by się za nim nie obejrzała, a przejechaliśmy grubo ponad 1000 kilometrów. Prawie każdy materiał użyty do wykonania minivana był bardzo dobrej, lub dobrej jakości. Przyjemny w dotyku i „bez wstydu” przed niemieckimi konkurentami. Mifa9 występuje w jednej wersji wyposażenia i ma już… wszystko. Żaden SUV nie będzie tak wygodny jak minivan.

Maxus Mifa9 jest tylko elektryczny, ale przejedzie pół tysiąca kilometrów

Mifa9 nie posiada w ofercie standardowych jednostek napędowych. Napęd jest elektryczny i generuje 245 koni mechanicznych oraz 350 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Taka moc pozwala na osiągnięcie prędkości maksymalnej 180 km/h.

Pojemność akumulatora wynosi 90 kWh, co teoretycznie wystarczy do przejechania maksymalnie do 595 kilometrów w cyklu miejskim lub do 440 kilometrów w cyklu mieszanym. W praktyce należy przyjąć około 400 kilometrów. Zimą na pewno jeszcze mniej.

Mercedes i Lexus bardzo się go boją. Volvo próbuje walczyć

Maxus Mifa9 kosztuje na polskim rynku 356 577 złotych. I na tym cennik się zatrzymuje, chyba że zdecydujemy się na „wypasiony kolor” za dodatkowych 5900 złotych. Maxus uznaje, że Mifa9 powinna wyjeżdżać z salonów wyłącznie w najlepiej wyposażonych wersjach.

Jak dobra jest to cena? Konkurencyjny Lexus, który wydaje się mniej atrakcyjny wizualnie, kosztuje… przynajmniej 599 000 złotych. Lepsza wersja to już wydatek rzędu 729 900 złotych.

Mercedes EQV ze słabszym silnikiem elektrycznym (204 KM) i znacznie gorzej wyposażony kosztuje 364 572 złotych. Wystarczy zaznaczyć jednak kilka opcji w konfiguratorze i cena finalna przekroczy grubo ponad 400 000 złotych.

Rękawice podejmuje również Volvo. W polskich salonach niedługo zadebiutuje minivan będący w stanie przejechać nawet 800 kilometrów na jednym ładowaniu. Nie ma co się jednak spodziewać ceny atrakcyjniejszej niż za Maxusa Mifa9.

> Tak wygląda zupełnie nowy model Volvo. Elektryczny minivan EM90 może zapewnić ponad 800 kilometrów zasięgu

Maxus Mifa9 może odnieść sukces

Wiele wskazuje na to, że Polacy wkrótce przesiądą się do chińskich elektryków. Trudno się dziwić, w końcu zaczynają dobrze wyglądać i wiele oferować, a do tego są znacznie tańsze niż ich europejska konkurencja. Na przykład we Włoszech już dzisiaj po drogach jeździ multum przeróżnych elektryków z Azji, których nazw nawet nie znamy. Kwestia czasu, a u nas też to będzie normą.

Maxus Mifa9 został przetestowany przez redakcję TVN Turbo Automaniak. Premiera tego odcinka odbędzie się w pierwszą październikową niedzielę.