Citroen DS5. Urzekająca niekonsekwencja (test)

Pojawiając się w centrali Citroena w Warszawie miałem tylko 3 małe marzenia: biały, delikatnie perłowy lakier, benzynowy silnik i czekoladowa tapicerka. Koszmarnie wręcz niemęski błękit, czarne jak smoła wnętrze i „cudowne” 2,0 HDi pod maską rozpoczęły mój test Citroena Ds5 przyjemnie niczym postrzał w kolano…

Wiadomość o możliwości przetestowania Ds5 przyjąłem z dużym entuzjazmem – auto zrobiło na mnie świetne wrażenie podczas wizyty na targach motoryzacyjnych w Paryżu. Najwyższe wersje wyposażeniowe z hybrydowym napędem pełniły podczas tej znakomitej imprezy funkcję targowych taksówek. Francuski koncern zastosował wówczas pewien sprytny fortel, którego „geniusz” dane mi było zrozumieć dopiero po bliższym przyjrzeniu się Ds5. W Paryżu za sterami targowych pojazdów posadzono długonogie hostessy o nieprzeciętnej urodzie i nieprawdopodobnych wręcz … umiejętnościach w nawiązywaniu konwersacji:) Trzeba przyznać, że po mistrzowsku odwracały uwagę od szczegółów samego auta. Teraz wiem, dlaczego chcieli je ukryć…

Wizualnie auto sprawia wrażenie droższego niż kwota, którą faktycznie przyjdzie nam zostawić w salonie. Śmiałe, gustowne i lekkie linie z powodzeniem korespondują zarówno z limuzyną jak i sportowym coupe. Nadwozie jest bogate w charakterystyczne detale, nadając mu wyszukany, designerski charakter. Nie da się ukryć, że Ds5 ze stylistycznej miejskiej monotonii wybija się nad wyraz skutecznie. Spore gabaryty nakazują umiejscowienie auta gdzieś między C4 a C5, choć niestandardowe proporcje wydają się temu przeczyć.

Po pogodzeniu się z kolorem lakieru przyznaję, że Citroen DS5 z zewnątrz bardzo mi się podoba. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w tej opinii mogę nie być odosobniony.
Za atrapę podwójnego wydechu odejmuję kilka punktów. Stylizowane końcówki po obu stronach prezentują się bardzo sportowo i efektownie, ale nie trzeba wykazywać się sokolim wzrokiem, żeby stwierdzić, że „dymek” leci tylko z jednej… Nie lubię takich sztuczek. Wolę, kiedy forma wynika z funkcji.

Pierwotnym celem powołania linii Ds (z franc. deesse – bogini) było stworzenie pojazdów imponujących stylem, produktów jeszcze nie elitarnych, ale dających klientom nieco atmosfery prestiżu. Precyzyjnie „wytargetowany” kupiec powinien wymagać od auta więcej niż pierwotnych umiejętności transportowych. Starannej stylizacji zewnętrznej powierzono zatem wprowadzenie użytkownika w świat przyjemnych doznań wzrokowych, wnętrzu nadając za to funkcję utrzymania go w ekstazie i radości z dobrze wydanych pieniędzy. Dominować miały płynność, delikatność, zmysłowość…Cóż z tego, skoro naciskasz przycisk startera i … dostajesz w twarz brudną ścierą! Do życia budzi się klekoczący diesel…

Moja niechęć do jednostek wysokoprężnych jest zdeklarowana i niepodważalna – w prostej linii wynika z faktu, że diesel nadaje się do urządzeń i pojazdów przemysłowych. Designerskie auto z „klekotem” jest tak prestiżowe jak cola z biedronki na ekskluzywnym bankiecie… Równie dobrze można by wsiadać do Rolls Royce’a w gumofilcach…Nie pomoże tu niezłe wyciszenie wnętrza. Przy niskiej prędkości obrotowej można to jeszcze wytrzymać, ale wystarczy choćby subtelnie zaatakować pedał przyspieszenia by kolejny raz otrzymać solidną dawkę straszliwych dla ucha wrażeń akustycznych… Moje spostrzeżenia na zewnątrz opiszę za pomocą przykładu: jeżeli w ramach niespodzianki kupisz Ds5 z tym silnikiem żonie – uważaj! Jeśli podejdzie do włączonego samochodu z zamkniętymi oczami, pomyśli, ze kupiłeś jej traktor… „Agro-dźwięki” dwulitrowego HDi są tak dramatyczne, że całkowicie zaburzają wrażenia tak skrupulatnie budowane przez fantastyczne kształty nadwozia.

Co więcej 160 KM nie tylko nie czyni z auta pocisku ziemia-powietrze, ale i nie pozwoli na specjalne kpiny z „benzyniaków” przy dystrybutorze. Winą za pogorszenie osiągów i zwiększenie zużycia paliwa obarczam wysoką masę auta – prawie 1600 kg. 9,8l oleju napędowego na każde 100 km w standardowym ruchu miejskim nie jest wyjątkowym powodem do dumy. Kolejny argument przemawiający na korzyść diesla – ekonomiczność – wydaje się tracić na znaczeniu.

Na szczęście przeciętne osiągi nie wpływają negatywnie na sam odbiór auta. Ds5 nawet przez chwilę nie lansuje się na sportowca. W roli codziennego, stylowego „cruisera” sprawdza się zdecydowanie lepiej.
Duża w tym zasługa automatycznej skrzyni biegów. Choć mamy tu klasyczną, jednosprzęgłową przekładnię hydrokinetyczną o 6 przełożeniach, jazda jest gładka i przyjemna. Nie ma mowy o szarpnięciach czy nieprzyjemnych wibracjach. Jest tak, jak powinno być. Pragnienie sportowych przeżyć przypomni jednak, dlaczego konstrukcje dwusprzęgłowe są tak dużym postępem technologicznym. Tryb sportowy daje wprawdzie wyraźną różnicę w dynamice, ale powtórzę to jeszcze raz – Ds5 ani trochę nie zachęca do sportowej jazdy i w tej kwestii brak piorunujących przyspieszeń i przeciążeń rodem z bolidu wcale nie jest wadą. Konsekwentnie łopatek przy kierownicy także brak.
Moment obrotowy, czego należało się po Francuzach spodziewać, w użyczonej nam wersji wprawia w ruch tylko przednie koła (jedynie w wersji Hybrid4 napędzane są także koła tylne).

Podsumowując: dźwięk pracy jednostki wysokoprężnej jest dla mnie nie do zaakceptowania, a automatyczna skrzynia biegów jest jedynym słusznym wyborem. Naturalną i logiczną konsekwencją byłoby sparowanie jej z jednostką benzynową, ale najwyraźniej Francuzi do tematu logiki podchodzą z dość duża nonszalancją. „Creative technologie” jak do tej pory nie przewiduje w Ds5 połączenia „automatu” z „benzyną”. Jeżeli to żart, Citroen ma wyjątkowo dziwne poczucie humoru…Miejmy nadzieję, że ostre reakcje dziennikarzy i zdziwione miny klientów opuszczających salon w poszukiwaniu możliwość wyboru, pomogą Citroenowi podjąć w tej kwestii właściwe działania.

Naturalną i logiczną konsekwencją będzie sparowanie jej z jednostką benzynową. Do wyboru “Creative technologie” oferuje doładowaną jednostkę 1,6 THP dysponującą mocą 155 KM.

Niezrozumiałych akcentów jest jednak jeszcze kilka. W teście Ds5 nie może zabraknąć tematu zawieszenia.

Pytanie-zagadka: Czy Citroen zastosował w DS5 swoje charakterystyczne, ultrakomfortowe zawieszenie hydroaktywne? Nie! Czy w jego miejsce pojawił się zaawansowany układ wielowahaczowy? Skądże znowu! W swoim najbardziej designerskim produkcie „żartobliwy” producent z Francji montuje z tyłu belkę skrętną znaną z C4! Wersja hybrydowa ma zawieszenie z C5, ale nawet tam nie ma możliwości wyboru „hydrauliki”.

W testowanym egzemplarzu zawieszenie, co irytuje mnie w nim najbardziej, jest po prostu głośne. Nawet najmniejsze nierówności, choć wibracji do wnętrza nie przenoszą, cały czas dają o sobie znać pełną gamą dudnień i skrzypnięć. Auto o przebiegu 13 tys. km, chociaż skutecznie „wybiera” niedoskonałości nawierzchni, sprawia wrażenie okropnie zmęczonego życiem na polskich drogach.

Prowadzenie auta przy spokojnej, zachowawczej jeździe jest precyzyjne i pewne. Nie jest jednak ani sportowe, ani specjalnie (jak na standard Citroena) komfortowe. Jest zwyczajne – nie tego oczekuje się od produktów aspirujących do rangi premium…

Gratulacje należą się Citroenowi za doskonałe hamulce – mocne, a przy tym bardzo dobrze wyczuwalne! Na solidne pochwały zapracowała też zaskakująco dobra skrętność, optymalnie dobrana siła wspomagania kierownicy i mały promień zawracania – aspekt niebagatelny przy miejskich manewrach tym niemałym autem. Co ciekawe, mimo trudnych do określenia z kabiny krawędzi nadwozia, Ds5, za sprawą fantastycznie działających czujników, nie ma najmniejszych problemów z parkowaniem. Przysłowiową łyżką dziegciu w beczce miodu jest kamera cofania, która z niewiadomych przyczyn jest całkowicie bezużyteczna w warunkach ograniczonego oświetlenia. Nawet staranne oczyszczenie obiektywu nie powoduje praktycznie żadnej różnicy.

Wnętrze Citroena Ds5 od samego początku robi duże wrażenie. Projekt, choć niestandardowy i futurystyczny, nie sprawia wrażenia przerysowanego. Oryginalnie rozmieszczone przyciski już po kilku chwilach stają się funkcjonalne i przyjazne dla użytkowników. W sposobie zaprojektowania detali na konsoli środkowej dopatrywać się można wzorców zaczerpniętych z Panamery, ale z całą pewnością nie ma tu mowy o kopiowaniu. Środkowa część kokpitu swoim ustawieniem delikatnie faworyzująca kierowcę nadaje wnętrzu nieco samolotowego klimatu.

Wygodne fotele z wielopłaszczyznową regulacją i funkcją masażu świetnie zdają egzamin – niezależnie od długości podróży. Gorzej wypada tylna kanapa – miejsca mogłoby być nieco więcej. Czekoladowa skóra, której życzyłem sobie w aucie testowym, jeszcze wydatniej podkreśliłaby wyjątkowość wnętrza Ds5. W kabinie gości się z dużą przyjemnością.

Dziwni brak ekranu dotykowego, nieaktualne mapy nawigacji i kiepskie audio. Dostępny opcjonalnie system głośnikowy audiofilskiej marki DENON mógłby znaleźć się w standardzie (szczególnie w wersji z dieslem głośniki powinny legitymować się funkcją zagłuszania warkotu…).

Materiały wykorzystane do budowy wnętrza są dobre, miękkie, ale na polskich drogach rażą kiepskim spasowaniem. Mimo, że historia auta zaczęła się stosunkowo niedawno, z wielu stron kabiny dochodzą już nieprzyjemne skrzypienia i trzaski plastikowych elementów. Początkowo nie zwraca się na to uwagi, ale z każdym kolejnym kilometrem niepożądane dźwięki zaczynają podgryzać wypracowaną przez ciekawy design atmosferę. Jest bardzo miło i estetycznie, choć w tej kwestii precyzji montażu Citroen mógłby wykazać się większą troską o szczegóły.

Z trwającego 1000 km, przeprowadzonego w każdych niemal warunkach drogowych testu Citroena Ds5 wyciągam następujące wnioski. Przede wszystkim auto ma zauważalny problem z tożsamością, a samemu projektowi brak konsekwencji. Citroen nie do końca wiedział dla kogo przeznaczyć największe (póki co) auto z rodziny Ds. Z jednej strony mamy tu świetny, ambitny design nadwozia i ciekawie rozwiązany układ wnętrza, z drugiej paskudny dźwięk diesla i kiepskie spasowanie. Za kwotę ponad 150 tys. zł, która zapłacić trzeba za Ds5 w testowanej przeze mnie wersji Sport(?) Chic, Citroen niebezpiecznie wkracza na tereny zarezerwowane dotąd dla luksusowych, niemieckich sedanów klasy D. Idiotycznie skonstruowana, świadcząca o niekompletności oferty paleta silników, brak największego dotąd atutu marki w postaci wyjątkowego zawieszenia czy błędy w montażu wnętrza nie pomogą Francuzom w walce o wybrednego w tych czasach klienta.

Z mojego testu auto wychodzi jednak zdecydowanie obronną ręką. Ds5 oferuje przyjazny, ciepły i uroczy klimat, którego próżno szukać w autach pokroju A4. To tajemniczy czynnik „X”, dzięki któremu z autem wcale nie chcę się rozstać i wspominam jeszcze długo po zakończeniu wspólnej przygody. To prawda, że technicznie daleko mu do doskonałości i zapewne szybko starci na wartości, ale zapewniam – Citroen Ds5, mimo swoich ułomności, bardzo szybko stanie się wyjątkowo lubianym członkiem rodziny. Jest trochę jak sympatyczna, piękna dziewczyna bez lewej stopy – sprintem nie pobiegnie, ale cieszy oko i prawdopodobnie nie skusi każdego taniego podrywacza.

Mocne strony:
– ciekawy design nadwozia
– niekonwencjonalne wnętrze
– bardzo dobre hamulce
– bardzo dobra skrętność
– niepowtarzalny klimat
Słabe strony:
– dźwięk silnika 2,0 HDi
– słabe spasowanie elementów wnętrza
– słabe audio w wersji podstawowej

Dane Techniczne:
Napęd
Rodzaj silnika: wysokoprężny, R4
Pojemność: 1997 cm3
Oś napędzana: przednia
Moc maksymalna: 160 KM
Maks. moment obr.: 340 Nm
Skrzynia biegów: 6-biegowa, automatyczna
Nadwozie
Długość / Szerokość / Wysokość: 4530/1871/1513 mm
Pojemność bagażnika w litrach: 468/1288
Masa własna: 1629 kg
Rozstaw osi: 2727 mm
Dane eksploatacyjne producenta (test)
Przyspieszenia od 0 do 100 km/h: 9,8 s
Prędkość maksymalna: 212 km/h
Zużycie paliwa – trasa: 5,1 l/100km (5,9 – 8,2)
Zużycie paliwa – miasto: 7 l/100km (9,0 – 10,6)
Zużycie paliwa – cykl mieszany: 6,1 l/100km (8,4)
Pojemność zbiornika paliwa: 60 litrów
Emisja CO2 [g/km]: 158
Cena podstawowej wersji – 99 900 zł
Cena testowanego egzemplarza – 144 200 zł