W sieci trwa prawdziwa wojna między tymi, którzy przekonali się do chińskich samochodów, a tymi, którzy ich nie lubią. Prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Są chińskie auta dobre, ale zdarzają się też bardzo kiepskie. Podobnie jest z europejskimi – niektóre oferują świetny stosunek jakości do wyposażenia, a inne są prawie gołe, mimo wysokiej ceny. Na przykład w ofercie Audi wciąż istnieje model, który w porównaniu z chińskimi propozycjami (i nie tylko) nie daje właściwie niczego.
Niemcy przez wiele lat kazali sobie dopłacać do wszystkiego
Nie jest tajemnicą, że niemieccy producenci przyzwyczaili klientów do tego, że cena bazowa to jedno, a dodatki to drugie. Nierzadko opcjonalne wyposażenie mogło podbić cenę dwukrotnie. To bolało, bo konfiguracja samochodu zajmowała godziny. A później i tak okazywało się, że z wielu rzeczy trzeba było rezygnować.
Zobacz również
„Mniejsza Kia Sportage” boleśnie uderzy w MG ZS. W cenie 90 990 zł oferuje duży ekran i wysoki prześwit
Cupra Leon 1.5 150 KM w cenie najtańszej Omody 5. Tak się dziś walczy o uwagę kierowców
Bazowa wersja nie zrobi już wstydu przed Chińczykami. Nowy crossover Volkswagena może namieszać ceną 122 390 złPrzyszli Chińczycy i pokazali, że można zrobić prostą ofertę na samochody. Nie mówię, że każdy powinien teraz biec do chińskiego salonu. Nie wszystkie brandy są warte uwagi, wiele oferuje słabej jakości auta lub wkrótce zniknie z rynku. Za to marki takie jak Audi, Skoda czy Mercedes na pewno nie znikną i przynajmniej tego można być pewnym, że z naprawą podlegającą gwarancji nie zostaniemy sami.

Skąd kolejki do chińskich salonów? Wystarczy mieć do wydania 115 tys. zł
Producenci spoza Chin często zawodzą w kategorii wyposażenia. Choć sytuacja bardzo szybko się poprawia, w podstawowych modelach nadal brakuje wielu elementów „must have”. Audi wciąż oferuje model A1 w cenie 113 200 zł. Kwota niby niewysoka jak na markę premium, ale to malutkie miejskie auto o wymiarach 4029 mm długości, 1740 mm szerokości i 1409 mm wysokości przy rozstawie osi 2563 mm. Napędza go trzycylindrowy silnik 1.0 o mocy 116 KM współpracujący z 6-biegową manualną skrzynią. Osiągi? Niecałe 10 sekund do setki i 203 km/h prędkości maksymalnej.
Audi chwali się w specyfikacji technicznej, że A1 ma:
- centralny zamek
- śruby zabezpieczające koła
- kluczyk do systemu zamykania
- złącze Bluetooth
- standardowe zawieszenie
- dach w kolorze nadwozia
O takich oczywistościach w ogóle nie powinno się pisać.

Brakuje jednak podstawowych rzeczy, takich jak reflektorów ledowych, podłokietnika z przodu, klimatyzacji automatycznej, która przystoi marce premium, czy przednich czujników parkowania. Wiele z tych elementów wyposażenia dorzuca się nawet do Hyundai’a i20 za 72 tys. zł! W dzisiejszych czasach to wszystko powinno być standardem, zwłaszcza przy rosnącej konkurencji chińskich marek. Nic dziwnego, że A1 zajmuje końcowe miejsce w rankingu sprzedaży w całej gamie Audi. Na początku roku było 13 z 20.
Co można mieć za te pieniądze u Chińczyka?
Na przykład Omoda oferuje SUV-a za 109 900 zł. Auto ma czterocylindrowy silnik 1.6 o mocy 147 KM i automatyczną skrzynię, która w takim Fordzie kilka miesięcy temu wymagałaby dopłaty nawet 10-14 tys. zł. W standardzie dostajemy wszystko, czego brakuje w A1, w tym reflektory LED i 18-calowe felgi aluminiowe (z wyjątkiem klimatyzacji automatycznej). Dla porównania, A1 wyjeżdża na 16-calowych felgach. Ale i tak dobrze, że nie ma kołpaków, bo tak też zdarzało się w przeszłości.

Oba samochody są właściwie nieporównywalne, choć oferowane w niemalże identycznych pieniądzach. Nie ma sensu twierdzić, że Audi ma trwalszy silnik – to ta sama jednostka, którą stosuje Skoda czy Seat, a tam jakoś potrafią zaoferować sensowne wyposażenie w przystępnej cenie. A1 nie ma napędu quattro ani żadnych innych wyróżników poza logo czterech pierścieni.
Dlatego właśnie masa Polaków ruszyła do chińskich salonów. Jak to zatrzymać? Będzie trudno, ale producenci z Europy mają duże szanse. Z chińskimi samochodami jest tak, że faktycznie trudno dostać części, na przykład po stłuczce. Na wiele elementów czeka się miesiącami. W innych przypadkach, jak w Seresie, można operować latami. Nawet tak szanowani producenci jak Audi powinni zareagować i po prostu nie robić sobie wstydu. Oferowanie takiego modelu w tak wysokiej cenie w dzisiejszych czasach po prostu nie przystoi. Co innego, gdybyśmy mówili o cenie 70-80 tys. zł. Ale nawet przy takich pieniądzach znalazłoby się kilka rozsądniejszych propozycji.
Źródło: motofilm.pl



