Pojechał Omodą 9 na rodzinne wakacje. Na autostradzie w Austrii wzywał lawetę

Wakacje w pełni. Na drogach – klasyczne lato po polsku: tysiące rodzin pakują bagażniki po dach i ruszają w trasę, często bardzo daleko. Sam niedawno wróciłem Land Cruiserem z Chorwacji i wiem jedno – przejechać 1500–1800 km w jedną stronę to żadna zabawa. Mało kto robi to ciurkiem. A jeśli już, to zwykle za kierownicą świeżo kupionego auta. W końcu nowy samochód ma gwarantować spokój, komfort i bezstresowy dojazd do celu. Prawda?

Otóż… nie zawsze. Trafiłem na historię właściciela fabrycznie nowej Omody 9, czyli dużego SUV-a typu plug-in hybrid. Sam nim jeździłempisałem o nim pozytywnie. Bo faktycznie – to kawał przestronnego auta, idealnego dla rodziny. Ale ten konkretny przypadek, który wydarzył się w Austrii, pokazuje coś więcej – że wielu kierowców zwyczajnie nie wie, jak się obchodzić z napędami PHEV. I niestety – kończy się to dokładnie tak, jak w tej opowieści.

„Pierwszy dłuższy wyjazd, laweta w Austrii…”

„Pierwszy dłuższy wyjazd 5-osobowej rodziny (Słowenia przez Austrię), i laweta w Austrii. Bateria osiągnęła poziom 12%, i pedał gazu przestał działać (tryb normal, inteligentny, HEV). Na szczęście na autostradzie i blisko zjazdu. Po kontakcie z pomocą Omody, przyjechała pomoc drogowa. Pomoc drogowa nie wie, jak takie problemy rozwiązywać i w Austrii nie ma serwisu Omody. Laweta podrzuciła nas pod stację, doładowałem prądu. Laweciarz mówił, iż poziom baterii powinien być powyżej 20%. Potem ‘odkryłem’ tryb OFFROAD, tylko on od razu załącza silnik benzynowy i dojechałem ok. 350 km z baterią na poziomie 73% do Słowenii. Chyba z powrotem też zostaje OFFROAD, szkoda że w tym trybie wyłączyli wspomagacze jak np. ACC… nawet ładowarka nie działa… Kto bierze nowe auto na wakacje…” – napisał Pan Leszek w mediach społecznościowych.

Omoda 9 - oryginalny post, fot. motofilm.pl
Omoda 9 – oryginalny post, fot. motofilm.pl

Brzmi absurdalnie? A jednak – wystarczy dłuższa jazda autostradą, ze stałą prędkością powyżej 120–130 km/h, żeby w hybrydzie plug-in rozładować baterię. I wtedy zaczynają się schody: auto traci moc, ale tak naprawdę ją traci. Nie dziwi mnie, że wielu kierowców panikuje – to nadal świeży temat, a mechanizm działania PHEV-ów dla wielu wciąż jest zagadką. W salonach słyszysz, że do takich sytuacji nie powinno dochodzić, „bo to wszystko jest inteligentne”. Tyle że… mi też się to przydarzyło. W Jaecoo 7 Super Hybrid.

Jak rozładowałem Jaecoo 7 PHEV – i po prostu pojechałem dalej

W maju testowałem Jaecoo 7 z napędem plug-in. I tak, wystarczyło przysłowiowe „przydepnąć” na autostradzie, by auto zaczęło się buntować. Po 20 km szybkiej jazdy moc zaczęła spadać. Nie stanąłem, ale auto nie było już w stanie przebić się przez 140 km/h. Wrażenie? Jakby miało zaraz zgasnąć. Ale nie spanikowałem – po prostu jechałem dalej. I co? Po kilkudziesięciu kilometrach samochód sam się naładował i odzyskał formę.

Jaecoo 7 Super Hybrid - komunikat, który skutkował brakiem mocy, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Jaecoo 7 Super Hybrid – komunikat, który skutkował brakiem mocy, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Czy trzeba było przełączać się w tryb OFFROAD, jak zrobił to właściciel Omody 9? Zdecydowanie nie. Ten tryb uruchamia silnik spalinowy na sztywno, co oczywiście zwiększa zużycie paliwa — a przecież nie o to w hybrydach typu plug-in chodzi. W takiej sytuacji po prostu jedź dalej. A żeby w ogóle ich unikać, wystarczy regularnie ładować baterię — skoro już zdecydowaliśmy się na PHEV-a, to warto z niego korzystać zgodnie z przeznaczeniem.

Problem nie dotyczy tylko chińskich marek. W Mitsubishi Outlanderze PHEV zauważyłem podobną reakcję. W MG HS również. Po prostu tak mają te auta. Jeśli jedziesz przez Niemcy z gazem w podłodze – prędzej czy później dopadnie cię ta sama historia. Przy każdej okazji powtarzam, że liczba koni chińskich hybryd typu plug-in nie ma żadnego znaczenia. Z myślą o jak najszybszym pokonaniu niemieckich autostrad, zamiast 500-konnej hybrydy wolałbym jechać 250-konną Cuprą z czystym benzyniakiem.

Omoda 9 i Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Omoda 9 i Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

PHEV to nie cud techniki – to kompromis

Ale nie zrzucajmy całej winy na technologię. Byłem Volvo S60 Polestar w Szwajcarii – też hybryda plug-in – i nie miałem ani jednej sytuacji, by zabrakło mocy. A jechałem tak, jak fabryka pozwalała, czyli 180 km/h (oczywiście tam, gdzie legalnie można). Tyle że Polestar to samochód, który sprawdza się na autostradzie – zupełnie inaczej niż SUV-y. Przede wszystkim ma lepszą aerodynamikę. Za to jego konstrukcja nie jest aż tak efektywna w trybie elektrycznym jak w Omodzie – na samym prądzie przejedzie znacznie mniej kilometrów. A Omoda 9, Jaecoo, Outlander – to wszystko wielkie rodzinne maszyny, które lepiej czują się przy 110–120 km/h.

Czy to znaczy, że hybrydy PHEV są złe? Nie. Ale trzeba rozumieć ich ograniczenia. I najważniejsze – nie panikować. Jeśli nagle na drodze do Chorwacji, przez Austrię czy Słowenię, zabraknie ci mocy i zapali się komunikat z informacją o pilnym kontakcie z serwisem – jedź dalej. Auto w końcu się doładuje, jazda wróci do normy. Nie wzywaj lawety, nie szukaj serwisu – bo, jak się okazuje, nawet oni często nie mają pojęcia, co robić.

Źródło: motofilm.pl