„Pazur w danych, zadyszka w trasie”. To nie jest tylko przypadłość chińskich SUV-ów

No i znowu — komentarze poszły w ogień. Po moich ostatnich tekstach o tym, jak Omoda 9, Jaecoo 7 Super Hybrid i MG HS PHEV gubią moc, gdy stan baterii spada do około 10-15% pojawiła się cała masa komentarzy: „a bo to chińskie, a wiadomo jak jest z chińszczyzną”. Tylko… co niby wiadomo? Że tracą moc, gdy bateria się rozładuje? No to mam niespodziankę / ciekawostkę — to wcale nie jest wyłącznie domena hybryd PHEV z Chin. Ostatnio miałem okazję dokładnie przetestować nowe Mitsubishi Outlander PHEV. Japoński SUV z krwi i kości — komfortowy, dobrze wyciszony, bardzo przyjemny w prowadzeniu. Ale jak tylko bateria spadnie poniżej pewnego poziomu… dzieje się dokładnie to samo, co u „Chińczyków”. Nagle z ponad 300 koni zostaje jakieś „meh”. Cały pazur po prostu znika.

SUV z napędem PHEV to nie rajdówka – tylko trzeba o tym pamiętać

Zarówno Omoda 9 SH, Jaecoo 7 SH, MG HS PHEV jak i Mitsubishi Outlander mają jedną cechę wspólną: wszystkie te SUV-y są hybrydami typu plug-in. I każdy z nich zachowuje się podobnie, gdy poziom baterii zbliży się do dolnego progu — gdzieś w okolicach 10-15%. Wtedy właśnie zaczyna się ten sam problem: gaz wciśnięty do podłogi, a auto nagle jakby się zastanawiało, czy w ogóle chce przyspieszać.

Jazda nowym Outlanderem to czysta przyjemność, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Jazda nowym Outlanderem to czysta przyjemność, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Zerkasz w dane techniczne i wszystko gra. Outlander PHEV? Katalogowo 306 KM. Brzmi jak coś, co ma kopa. Ale wystarczy jeden pomiar czasu przyspieszenia do setki egzemplarza z naładowaną baterią (!) i czar pryska — u mnie wyszło 8,3 sekundy. MG HS PHEV, Jaecoo 7 Super Hybrid? Też moc pod 300 KM, a i tak 8,5 sekundy do setki (lub dłużej).

To już daje do myślenia. Bo jak porównasz to z taką Cuprą Atecą — 300-konnym rodzinnym SUV-em, który osiąga setkę w 4,9 sekundy (w pomiarach 4,6 sekundy) — to wiesz, że nie o same konie tu chodzi. Te hybrydy są odpowiednio szybkie, dopóki mają prąd. Gdy się kończy, zostaje tylko dźwięk silnika, wysoka masa i wrażenie, że ktoś Ci właśnie zabrał pół napędu. I to nie jest usterka ani wada konkretnego modelu. Nie trzeba wzywać lawety. Tak wygląda konstrukcja większości współczesnych i tanich PHEV-ów, które mają być tanie w użytkowaniu. Dlatego jeśli ktoś myśli, że to auta do ścigania, bo mają po kilkaset koni, to się po prostu rozczaruje.

Chcesz mocy? To ładuj. Nie chcesz ładować? To nie narzekaj

Hybrydy typu plug-in sprawdzają się naprawdę świetnie — pod warunkiem, że regularnie je ładujesz, nawet w trasie. Wtedy masz do dyspozycji dynamikę, która nie boli. Co więcej, współczesne PHEV-y potrafią jeździć w trybie elektrycznym nawet przy autostradowych prędkościach. Ale wystarczy, że przez kilkaset kilometrów nie podłączysz ich do prądu, a nagle zamiast zwinnego SUV-a masz ciężki, ospały klocek.

Oczywiście, te auta same potrafią doładować sobie prądu – nawet wyjść z trybu awaryjnego (taki mi się przydarzył w Jaecoo 7 SH) – ale to trwa. A co jeśli w tym czasie trzeba coś sprawnie wyprzedzić? Albo wbić się na pas, gdzie wszyscy jadą 130+? No właśnie — robi się ciasno. I nieprzyjemnie. I potwornie męcząco. Tego nie zrozumie nikt, kto nie jeździł PHEV-em w dłuższej trasie z prawie rozładowanym akumulatorem.

Mitsubishi Outlander - bok, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Mitsubishi Outlander – bok, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Ale żeby nie było: te auta mają sens. Bo potrafią przejechać ponad 1000 km na jednym tankowaniu i ładowaniu. Bo palą naprawdę mało. I bo — właśnie przez to ograniczenie mocy przy niskim naładowaniu — zmuszają kierowcę do podpinania auta do prądu. Dla mnie jest to trochę forma wychowania. Delikatna, ale skuteczna.

Nie chodzi o to, skąd są — tylko jak działają

To nie jest opowieść o tym, że „chińskie złe”. Ani że „japońskie lepsze”. Bo w tej konkretnej kwestii — działania napędu PHEV — wszystkie te auta jadą tym samym torem. Najwyższa moc jest dostępna tylko przy naładowanym akumulatorze. Gdy go zabraknie, spada dynamika. I w wielu przypadkach nieważne, czy logo na masce jest z Pekinu czy z Tokio.

Mitsubishi Outlander - przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Mitsubishi Outlander – przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Outlander to świetny samochód rodzinny. Bardzo przestronny, przyjazny w codziennym użytkowaniu, idealny na wakacje czy duże zakupy. Ale kosztuje swoje — 260 tysięcy złotych to nie przelewki. Na szczęście u dealerów da się coś ugrać. Tyle że nawet za te pieniądze nie kupujesz auta, które zawsze ma 306 koni pod nogą. Kupujesz oszczędną hybrydę, której trzeba się nauczyć.

PHEV-y to nie auta dla kierowców z ciężką nogą. Ale jeśli umiesz z nimi żyć i pamiętasz o kablu — odwdzięczą się. Ale nie licz, że zrobią robotę za ciebie, gdy bateria leży na dnie.

Źródło: motofilm.pl

Najtańsza hybryda plug-in w Polsce stała się jeszcze tańsza, i to dzięki BYD-owi. Co oferuje Kia Ceed za 117 tys. zł?