Wyglądają na drogie, jeżdżą za grosze. Tysiące Polaków przesiada się do nowych Lexusów

Rynek samochodów w 2025 roku przypomina istną dżunglę. Chińskie marki szturmem wkroczyły niemal do każdego segmentu, oferując bogato wyposażone auta w cenach, które jeszcze do niedawna wydawały się nie do osiągnięcia. Ale nie każdy kierowca ma ochotę ryzykować zakup auta od producenta, który na europejskim rynku stawia dopiero pierwsze kroki. Lexus, choć to marka z wyższej półki, dziś wyraźnie odpowiada na ofensywę konkurencji – nie tylko solidnym doświadczeniem, ale też nowymi cenami, zarówno przy zakupie, jak i wynajmie. Nowym Lexusem można dziś jeździć za 790 zł netto miesięcznie przy zaledwie 15-procentowej wpłacie własnej.

Nie eksperyment, tylko sprawdzony schemat

Lexus nie próbuje dziś na siłę konkurować z XPengiem, NIO czy BYDem – i całe szczęście, bo to oznaczałoby pełną elektryfikację floty. Zamiast tego Japończycy proponują rozsądny wstęp do świata elektromobilności: sprawdzone hybrydy i hybrydy plug-in. To marka, która nie musi się przedstawiać – wiadomo, że stoi za nią Toyota, która od lat rozwija napędy hybrydowe zanim stało się to must have. RX, NX, UX, LBX – to dopracowane modele, w których trudno znaleźć przypadkowe rozwiązania. Sprawdzone technologie, przemyślane wnętrza, bardzo dobra jakość montażu. Nic tu nie błyszczy niepotrzebnie, ale też nic nie trzeszczy. Wystarczy porównać Lexusa NX z nowym BMW X3 – pod względem jakości wykończenia to dwa różne podejścia. W BMW znajdziemy sporo twardych, mało przyjemnych w dotyku plastików, podczas gdy w NX dominują miękkie materiały i wyraźnie wyczuwalna jakość klasy premium. Ba, nawet w LBX jest lepiej pod tym względem niż w bawarce.

Napędy? Hybrydy Lexusa uchodzą za jedne z najbardziej bezproblemowych na rynku. Plug-iny też zrobiły duży krok naprzód – realny zasięg nawet do 90 km na prądzie to coś, co wcześniej było domeną tylko najdroższych modeli. A co ważne – w żadnym z modeli nie poświęcono przestrzeni bagażowej na rzecz baterii. Co nadal jest niestety rzadkością.

Jeżdżą tanio, ale tanio nie wyglądają

Jeśli ktoś myśli, że ekonomiczne auto musi być nudne i ospałe, to SUV-y i crossovery Lexusa szybko go wyprowadzą z błędu. Każdy z modeli Lexusa ma swój styl i charakter, więc nie ma tu mowy o żadnych „kopiuj-wklej”. UX, choć to klasyczna hybryda bez wtyczki, generuje 199 KM i pali średnio około 5,2 litra na 100 km – całkiem nieźle jak na auto tej mocy i klasy. LBX, najmniejszy z całej ekipy, jest zaskakująco zwinny i żwawy, a do tego pali mniej niż 4 litry. Wcale nie jest bardziej luksusową kopią Yarisa Cross, bo zmiany zaszły nawet w płycie podłogowej.

Lexus LBX - przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Lexus LBX – przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

NX to już typowy rodzinny SUV, który celuje w najważniejszy segment – tam, gdzie gra Volvo XC60. Ma naprawdę spory bagażnik, aż 545 litrów, co robi różnicę, gdy pakujesz wózek, torby i sprzęt na weekend. Do tego jest wystarczająco przestronny i komfortowy na co dzień, a przy tym oszczędny.

Lexus NX 450h - przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Lexus NX 450h – przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

RX – flagowy SUV z napędem plug-in – przy pełnym naładowaniu zużywa około litra paliwa na 100 km. A po rozładowaniu nadal jeździ w trybie hybrydowym z wynikiem około 6,5 litra. Przypominam, że mówimy o aucie o mocy ponad 300 KM, z przestronną kabiną i potężnym kufrem o pojemności 612 litrów. Do tego dochodzi jeszcze jeden punkt – Lexus nie bombarduje kierowcy dziesiątkami irytujących dźwięków i powiadomień, jak niektóre marki. Systemy bezpieczeństwa są, ale zachowują się… rozsądnie – nie przeszkadzają jak w Hyundaiach czy ostatnio nawet w Cuprach.

Lexus RX (2025) - przód, fot. Lexus Polska
Lexus RX (2025) – przód, fot. Lexus Polska

Ceny, które już nie odstraszają

Lexus przez długi czas był postrzegany jako coś drogiego, eleganckiego i nie do końca dostępnego. A teraz? NX – czyli bardzo sensowny SUV średniej wielkości – można mieć od 237 900 zł. RX – duży, reprezentacyjny SUV – startuje od 299 tys. zł. Największą robotę robi jednak oferta najmu Kinto One: RX z takiego programu to koszt już od 1590 zł netto miesięcznie. Czyli mniej niż leasing niektórych kompaktów.

Jeśli szukasz czegoś mniejszego – LBX zaczyna się od 133 300 zł (790 zł netto w wynajmie), a UX od 154 900 zł (990 zł netto w wynajmie). Oba oferują naprawdę sensowne wyposażenie i niskie spalanie. To nie są auta, które próbują robić wrażenie „premium” plastikowym fortepianowym wykończeniem. Tu jest po prostu porządnie – bez przesadnego efekciarstwa, ale bez niedoróbek.

Lexus LBX - bok, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Lexus LBX – bok, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Coraz więcej Lexusów pojawia się na drogach i nie jest to przypadek. NX powoli zbliża się w statystykach do króla w tej klasie – Volvo XC60. 2024 okazał się najlepszym okresem w historii marki Lexus na naszym rynku – w ciągu 12 miesięcy zarejestrowano 14 679 aut, czyli aż o 39,9 procent więcej niż rok wcześniej. Już 2023 był przełomowy, bo po raz pierwszy udało się wtedy przekroczyć granicę 10 tysięcy rejestracji. I trudno się dziwić. To auta, które są zrobione z głową i precyzją. Przy tym nie straszą ceną. Lexus nie musi grać pierwszych skrzypiec na TikToku, żeby sprzedawać – bo coraz więcej kierowców szuka dziś po prostu… świętego spokoju. A to coś, czego na billboardzie nie pokażesz, ale za kierownicą czuć od razu.

Źródło: motofilm.pl