Chińskie marki coraz pewniej rozpychają się na polskim rynku, już prawie co dziesiąte nowe auto sprzedawane w salonie pochodzi z Państwa Środka. I choć dla wielu klientów to okazja, by kupić coś „na wypasie” za mniej, to nie każdemu producentowi pasuje taka zmiana układu sił. Kia postanowiła zareagować. Pokazuje nowego Sportage’a i nie owija w bawełnę – ma być dobrze, nowocześnie i lepiej cenowo. I trzeba przyznać: zapowiada się to świetnie.
Sportage przeszedł zauważalne zmiany, ale obyło się bez ostentacyjnych gestów. Nadwozie odmłodniało, choć nie wywraca stylistyki marki do góry nogami. Dużo większą uwagę przyciąga wnętrze – bardziej dopracowane, przyjemniejsze w odbiorze, miejscami nawet lekko premium. Przeszło to, co trzeba: jakość materiałów, układ przycisków, prosta obsługa systemów. Do tego już w podstawie Sportage posiada centralny ekran 12,3” z funkcją bezprzewodowej projekcji Android Auto lub Apple CarPlay.

Zmieniono też zachowanie systemów wspomagających jazdę. Te z ostatnich modeli Kia (i Hyundai) potrafiły być męczące – zbyt gorliwe, zbyt nerwowe. Teraz ponoć są bardziej „po ludzku” – mniej inwazyjne, spokojniejsze. Brzmi jak coś, co faktycznie mogło wkurzać, więc jeśli to poprawiono, to dobrze. Nikt nie lubi, jak auto próbuje za nas prowadzić zbyt dosłownie.
Podstawa robi robotę
Wersja M — czyli bazowa — wypada zaskakująco dobrze na tle konkurencji. 135 500 zł za 150-konny silnik benzynowy 1.6 T-GDI to na papierze sporo, ale wystarczy wrzucić typowy rabat Kia (10–15%) i robi się z tego realne 115–120 tys. zł. Za te pieniądze dostajemy m.in. światła LED, bezkluczykowy dostęp, 17-calowe alufelgi, systemy bezpieczeństwa, kamerę cofania i pełny zestaw czujników parkowania. Jest też panel dotykowy z konfigurowalnym układem przycisków — multimedia albo klimatyzacja, zależnie od potrzeb.

Nie brakuje również rzeczy mniej widowiskowych, ale po prostu przydatnych: elektryczne lusterka z podgrzewaniem, elektryczny hamulec postojowy, komplet 7 poduszek powietrznych, w tym centralna dla kierowcy. I może nie brzmi to jak coś, co rzuca na kolana, ale przypomnijmy – mówimy o aucie, które w tej wersji rywalizuje z tanimi chińskimi modelami jak Omoda 5. A ta nie jest wcale lepiej wyposażona, ani też lepiej złożona.

Silniki z rozsądkiem, bez kombinowania
Do wyboru są wersje spalinowe, klasyczne hybrydy i plug-iny — i to w różnych wariantach mocy: od 150 do 288 KM. Również z napędem na przód lub na cztery koła, co nie jest w tym segmencie oczywiste. Co istotne: hybryda dostępna jest już w wersji M, a plug-in pojawi się także z napędem FWD, co powinno przełożyć się na rozsądną cenę.
Nie bez znaczenia jest pojemność silnika. Podczas gdy wiele chińskich aut, w tym Omoda, operuje jednostkami 1.5, Kia daje 1.6. Różnica może i symboliczna, ale w dłuższej perspektywie może mieć znaczenie — dla trwałości, elastyczności, prowadzenia. Kia – tak jak chińscy producenci – daje 7 lat gwarancji. Pierwsze egzemplarze benzynowe zobaczymy na drogach już w sierpniu. Hybrydy – miesiąc później, a plug-in w grudniu.

Źródło: motofilm.pl, Kia