Gdy myślisz „Lexus”, wyobrażasz sobie prezydencką limuzynę z przyciemnianymi szybami albo wielkiego SUV-a zaparkowanego pod ekskluzywnym SPA. Tymczasem marka przeszła niezłą rewolucję. Po tym, jak wycofano model CT200h, wydawało się, że Lexus odetnie się od zwykłego Kowalskiego i zamknie się w świecie „tych z grubszym portfelem”. A tu proszę – szybka kontra i premiera LBX. Mały, sprytny crossover z futurystycznym designem i metką, która nie wyrywa serca z piersi. Nic więc dziwnego, że LBX wzbudza w Polsce takie zainteresowanie – bo oto mamy Lexusa, którego można kupić za niewielkie pieniądze.
Jakość wykończenia robi robotę
Ten samochód w ogóle nie wygląda „budżetowo”. Ma ostre linie, mocne przetłoczenia, elegancki grill i światła, które spokojnie mogłyby trafić do dużo droższego modelu. Włoskie drogi, po których miałem okazję nim jeździć, tylko podbiły ten efekt – bo tam naprawdę wszyscy się za nim oglądali. A przecież to najmniejszy Lexus w ofercie.

Ale niech nie zmyli Cię jego kompaktowy format – w środku nie czuć żadnych kompromisów. Materiały? Miękkie, solidne, premium. Właściwie trudno wyczuć różnicę w przesiadce z większego modelu NX. LBX robi lepsze pierwsze (i drugie) wrażenie niż niejeden droższy konkurent. Jeździłem ostatnio nowym BMW X3 M50 – świetne auto, ale plastiki dosłownie waliły po oczach. W Lexusie? Wręcz przeciwnie. To jeden z najlepiej wykonanych małych crossoverów, jakie można dziś kupić.
Choć LBX jest crossoverem segmentu B, nie brakuje mu przestrzeni. Bagażnik ma 332 litry, co oznacza, że przy dobrym planowaniu da się spakować rodzinę na weekendowy wypad. A jeśli chodzi o komfort akustyczny – to kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła. Lexus zastosował specjalne materiały tłumiące hałas w nadkolach, słupkach, schowkach. W efekcie jest cicho i przyjemnie.

Pod maską? Technologia nastawiona na oszczędność
Nie, nie potrzebujesz kabli i ładowarek. Lexusa LBX wyposażono w tradycyjny układ hybrydowy. Całość opiera się na silniku 1.5, wspomaganym przez motor elektryczny. Łączna moc? 136 KM. Może nie brzmi jak wyścigówka, ale wystarczy, by sprawnie i cicho przemieszczać się po mieście, a nawet wyskoczyć za miasto. Skrzynia e-CVT pracuje bardzo gładko i niemal nie zwracasz na nią uwagi – po prostu jedziesz. Inaczej robi się, gdy kierowca mocniej wciśnie pedał gazu – wtedy słychać charakterystyczne wycie.

Co najlepsze? Ten układ potrafi zużywać 4–4,5 litra paliwa na 100 km. Ale jak się postarasz, to zejdziesz i poniżej czterech. Mnie udało się to bez żadnych eko-zabiegów – ot, jazda przepisowymi prędkościami włoskimi drogami lokalnymi. Do tego auto prowadzi się pewnie, świetnie trzyma się w zakrętach, a zawieszenie bez problemu radzi sobie nawet z dziurawymi, kiepskiej jakości włoskimi drogami.
Cena, która zaskakuje. I to pozytywnie
Wiesz, ile kosztuje nowy Lexus z rocznika 2024? 121 000 zł. Za hybrydę. Z CVT. Ja trafiłem właśnie na taki egzemplarz – normalnie w katalogu za 154 900 zł, ale w promocji z warszawskiego salonu zjechał do 121 tys. zł. Auto od ręki, gotowe do odbioru. W czasach, gdy za miejskie auta płaci się po 130–140 tysięcy, Lexus naprawdę zaskakuje. Co więcej – w popularnym leasingu Kinto One LBX może być Twój za 549 zł netto miesięcznie (przy wpłacie 20% na 36 miesięcy).

Podczas mojego testu po włoskich drogach właściwie trudno mi było się do czegokolwiek przyczepić. Lexus LBX to samochód, który wygląda na dużo droższy niż jest i jeździ lepiej niż powinien. Daje również sporo frajdy – nie tylko tym, którzy liczą każdy grosz, ale i tym, którzy po prostu lubią dobrze zrobione auta. Jeśli więc myślałeś, że Lexus to marka „nie dla ciebie” – to właśnie nadszedł czas, żeby to przemyśleć.
Źródło: motofilm.pl
