Jeden z najdroższych i najbardziej legendarnych SUV-ów świata potanieje. Nie dlatego, że producent coś zabrał albo obciął na materiałach. Wręcz przeciwnie – Land Cruiser dostanie nowy system napędowy, który sprawi, że w Europie będzie… tańszy. Brzmi jak paradoks, ale wszystko ma swoje uzasadnienie. Chodzi o emisję CO₂ i sprytne obejście przepisów podatkowych. Toyota robi to po swojemu – bez krzyków, ale skutecznie.
Diesel z prądem, czyli jak zaoszczędzić bez kombinowania
Land Cruiser w nowej wersji nie stanie się ekologiczną wydmuszką. Land Cruiser zachowa 2,8-litrowy silnik wysokoprężny, który świetnie radzi sobie w terenie, ale teraz Toyota dorzuci do niego 48-woltowy układ mild hybrid. Bez kabli, bez ładowania. Po prostu mały silnik elektryczny z akumulatorem, który wspiera diesla przy ruszaniu i w korkach.

W efekcie japoński SUV działa płynniej, system start-stop działa bez szarpnięć, a przy tym spada emisja CO₂. Niby tylko o 5 procent, ale w europejskiej papierologii to ogromna różnica. Jak podaje serwis autoblog.nl, w Holandii przekłada się to na prawie 15 tysięcy euro mniej podatku. Jednak w tym kraju terenówka Toyota kosztuje horrendalne pieniądze – aż 180 995 euro, czyli prawie 780 000 złotych. Podobnie jest w Norwegii.
Po zmianach to dalej będzie SUV, którego można zabrać w dzicz, nie ryzykując, że utknie przy pierwszym błocie. Elektryczny generator nie przeszkadza w brodzeniu – zostanie zamontowany wysoko na bloku silnika, więc głębokość wody do 700 mm wciąż mu niestraszna.

System mild hybrid znany jest już z Hiluxa – tam się sprawdził, więc i tu raczej nie będzie niespodzianek. Akumulator ładuje się sam w czasie jazdy, moment obrotowy rośnie o dodatkowe 65 Nm, a do dyspozycji kierowcy dochodzi też 16 KM ekstra. W terenie to nieocenione. W mieście też – bo przy tej masie każdy zysk mocy na starcie jest na wagę złota.
W Polsce też będzie taniej, pytanie – o ile?
Polski cennik na razie pozostaje bez zmian – najtańszy Land Cruiser z pięcioma miejscami startuje od 388 900 zł. Nie ma co liczyć na powtórkę holenderskiego scenariusza, bo u nas to auto i tak jest znacznie tańsze. Mimo to, realnie można spodziewać się spadku ceny o jakieś 5–7 tysięcy złotych. Niższa emisja to niższe opłaty, a to bezpośrednio przekłada się na końcową cenę auta. Nie trzeba kombinować, wystarczy poczekać na nową wersję. Toyota nie robi z tego manifestu ani pokazówki – po prostu wprowadza zmiany, które pozwolą Land Cruiserowi dalej jakość funkcjonować na europejskim rynku.
Źródło: motofilm.pl, autoblog.nl