Trzeba to sobie powiedzieć wprost: Toyota Corolla to najczęściej spotykany samochód hybrydowy na polskich drogach. Na każdym osiedlu, przy każdej galerii, pod każdym urzędem. I nie ma w tym nic dziwnego – to pojemne, praktyczne, dobrze spasowane auto, które po prostu… działa. Tylko że kiedy wszyscy jeżdżą tym samym, można się poczuć trochę jak w miejskim mundurku. Dlatego dziś mam coś innego. Równie japońskiego. Równie hybrydowego. Ale dużo mniej oklepanego. Honda Civic – samochód, którego nadal nie widać na co trzecim skrzyżowaniu. I to akurat zaleta.
Honda Civic to ta sama jakość
Corolla to wzór stabilności i rozsądku, ale Civic pokazuje, że da się zrobić coś równie dopracowanego, a jednak mniej przewidywalnego. Obie marki znane są z niezawodności, ale Honda od zawsze pozwalała sobie na nieco więcej sportowego charakteru. I nie chodzi tylko o design, który w nowym Civicu w końcu przestał wyglądać jak origami po przejściach. Tu chodzi o cały zestaw doświadczeń – od pozycji za kierownicą po reakcję na gaz.

Nowy Civic ma pod maską dwulitrowy układ hybrydowy o mocy 184 KM. To nie jest byle co – auto katapultuje się do setki w 7,8 sekundy. V-max? – 180 km/h. Corolla w Sedanie oferowana jest tylko w 140-konnej hybrydzie, która osiąga setkę w 9,4 sekundy. A mimo tego Honda wcale nie pali dużo więcej – średnio 4,7 litra na 100 km (Corolla 4,4 litra).
Praktyczność? Corolla wygrywa litrami, ale to nie wszystko
Jeśli chodzi o bagażnik, Toyota Corolla sedan wygrywa – oferuje 471 litrów, podczas gdy Honda Civic ma 410 litrów. To nie są liczby, które można naginać – Corolla po prostu ma więcej miejsca na bagaże. Ale… warto dodać jedno „ale”: Civic ma bardziej funkcjonalny układ przestrzeni. Jest hatchbackiem, więc ma dużą i wygodną klapę, nisko osadzony próg i łatwiejszy dostęp do ładunku. W codziennym użytkowaniu – szczególnie przy większych przedmiotach – Civic potrafi być po prostu wygodniejszy. Do tego ma też funkcję tzw. „magic seats” – więc można utworzyć płaską podłogę i po prostu się przespać.

Nie zmienia to faktu, że jeśli ktoś regularnie wozi walizki, wózki czy skrzynki, Corolla ma przewagę. Ale nie powiedziałbym, że Civic odstaje dramatycznie. Po prostu jest trochę inny – mniej litrażowy, ale bardziej praktyczny przy załadunku. Za to wnętrze Hondy robi bardzo dobre wrażenie. Jest przestronnie, a wykończenie – tu trzeba to przyznać – naprawdę zrobiło krok w stronę klasy premium. Już nie plastiki, które zgrzytają pod palcem, tylko miękkie materiały, sensowne spasowanie i bardzo czytelna deska rozdzielcza. Jakość sprawdziłem w testach modeli CR-V i ZR-V.
Do tego klimatyzacja automatyczna z nawiewem na tył, kamera cofania, bezprzewodowa ładowarka, LED-y z przodu i z tyłu oraz tryby jazdy ECON / NORMAL / SPORT / INDIVIDUAL – czyli można samemu ustawić, jak bardzo auto ma być leniwe albo wściekłe. Czujniki przód/tył, podgrzewane fotele, dobre multimedia z Android Auto i Apple CarPlay – wszystko to w cenie, która znowu zaczyna być sensowna: 137 700 zł za nowego Civica e:HEV. Tyle, co Corolla w wersji Style. Ale uwaga, Corolla w Sedanie przecież nie jest oferowana z napędem hybrydowym o mocy 180 KM.


Dlaczego jeszcze Civic? Bo jest inny
To, że Civiców jeździ mniej, to nie przypadek – przez długi czas były po prostu za drogie. I nie ukrywam, sam kilka razy kręciłem nosem na ten temat. Ale wygląda na to, że Honda w końcu zrozumiała, że tak wysokimi cenami w Polsce nic nie osiągną. Dzięki temu teraz da się Civica kupić w cenie, która nie powoduje zawału. A jak już się do niego wsiądzie, to ciężko wrócić do czegoś bardziej „normalnego”.
Zresztą, to właśnie Civic pokazuje, że można być japońskim, hybrydowym, oszczędnym – i jednocześnie dawać frajdę z jazdy. Taki samochód, który nie potrzebuje, żeby ktoś go bronił w komentarzach. Bo sam się broni. I to z przyjemnością.
Źródło: motofilm.pl