To nie jest tania podróbka Audi A7. Przynajmniej nie do końca. Chińska nowość od Geely oficjalnie nazywa się Galaxy A7, i choć stylistycznie nie zrzyna wszystkiego bezwstydnie, to trudno nie zauważyć podobieństw — szczególnie z profilu. Ale to nazwa budzi największe emocje. Audi A7 to przecież jeden z najbardziej pożądanych modeli premium na świecie. A tu nagle – proszę bardzo – chiński sedan z identycznym oznaczeniem. I z jaką ceną!
Audi A7 to bez wątpienia ikona. Luksusowa limuzyna w stylu coupe wygląda świetnie, ma duży bagażnik (ok. 535 litrów) i wygodnie pomieści nawet pięcioosobową rodzinę. Nic dziwnego, że inni chcą się inspirować. Chińczycy, jak to Chińczycy – nie patyczkowali się z nazwą, ale w konstrukcji widać już ich własny pomysł.

Wygląda jak Audi? Trochę. Ale bliżej mu do Volvo
Galaxy A7 to zupełna nowość w ofercie Geely, ale stoi za nim motoryzacyjny gigant mający pod swoimi skrzydłami takie marki jak Volvo, Zeekr, Polestar, Lynk & Co i Lotus. Samochód mierzy aż 4,92 metra długości (tyle co Volvo S90) i ma rozstaw osi 2,85 m. Miejsca w środku jest więc mnóstwo, szczególnie na tylnej kanapie – a to właśnie uwielbiają chińscy kierowcy.
Stylistycznie Galaxy A7 zbliża się bardziej do nowego Audi A5 niż A7 – zwłaszcza z boku. Przód i tył to już całkowicie autorski projekt Geely, ale proporcje, sylwetka i elegancki profil wyraźnie celują w segment premium.

Zasięg jak diesel, silnik jak w miejskim aucie
Największe zaskoczenie? To nie elektryk. Galaxy A7 to hybryda z 1,5-litrowym silnikiem benzynowym, która może pochwalić się łącznym zasięgiem na poziomie… 2100 kilometrów. Takie wyniki robią wrażenie nawet przy dzisiejszych superoszczędnych technologiach.
Na razie model dostępny będzie wyłącznie w Chinach. Ale biorąc pod uwagę rosnące tempo sprzedaży Geely – tylko w kwietniu sprzedano 96 632 pojazdy (czyli aż +281% rok do roku), a w ciągu czterech pierwszych miesięcy 2025 roku ponad 350 000 sztuk – trudno nie podejrzewać, że producent będzie celować szerzej.

No i wreszcie cena: około 52 000 zł. Tyle w Chinach trzeba zapłacić za nową, ładną, dużą limuzynę z ogromnym zasięgiem i nazwą, która aż się prosi o porównania. Spryt? Bezczelność? A może po prostu – czysty marketingowy majstersztyk.
Źródło: motofilm.pl, autoblog.nl