Jeśli dysponujesz budżetem poniżej 80 tys. zł i szukasz podwyższonego auta, wcale nie musisz ograniczać się do nowych modeli pokroju Seata Arony czy MG ZS. Jeśli zaakceptujesz nieco starszą propozycję od Mitsubishi, w tej kwocie też zmieścisz się bez problemu. Dlaczego warto? Przede wszystkim ASX nadal wygląda świeżo. Do tego pod maską ma niezawodny silnik 2.0 – a takich pojemności na próżno szukać w tej klasie cenowej w salonach.
To było jeszcze prawdziwe Mitsubishi
Dziś, jeśli pójdziesz do salonu Mitsubishi i poprosisz o ASX-a, wyjedziesz Capturem z logiem trzech diamentów. Kiedyś było inaczej – Mitsubishi projektowało własne auta, które podobały się Polakom. Każdy model z tamtych lat przyciągał klientów masywnym frontem, który okazał się stylistycznym strzałem w dziesiątkę, bo do dziś wygląda nowocześnie. I choć poprzedni ASX po liftingu ma już 6 lat, wcale tego po nim nie widać.
Zobacz również
Bazowa wersja nie zrobi już wstydu przed Chińczykami. Nowy crossover Volkswagena może namieszać ceną 122 390 zł
Skoda Octavia znów hitem. Za 900 zł zyskuje wyższy prześwit, a bagażnik ma 600 litrów. Idealna alternatywa dla SUV-a
Stylowy crossover Fiata za 72 300 zł, którego boją się Dacia i chińskie marki. Prześwit i bagażnik 413 litrów przemawiają za nim
Za 78 tys. zł trudno znaleźć coś ciekawego w salonach. Oczywiście można kupić nową Aronę lub MG ZS, ale po pierwsze – dostaniesz znacznie mniejszy silnik, po drugie – znacznie słabszy. Oba modele oferują około 100 KM. Tymczasem poprzedni ASX wychodził z 2,0-litrowym silnikiem benzynowym o mocy 150 KM. Użytkownicy chwalą go za wysoką niezawodność, choć trzeba liczyć się z dość wysokim spalaniem – nawet 8 l/100 km.
Mitsubishi z tamtych lat może nie miało cyfrowych zegarów, ale oferowało wszystko, co potrzebne do komfortowej jazdy. Była tu nawigacja TomTom z informacjami w czasie rzeczywistym, automatyczna klimatyzacja i pełna elektryka szyb. Auto bez problemu pomieści 5 osób i 406 litrów bagażu. Mitsubishi przykładało też dużą wagę do jakości wykonania. O ile dzisiejszy ASX to produkt francuski, poprzednika składano japońskimi rękami.

Poprzedni ASX prawie nie stracił na wartości
Dobre i proste auta mają to do siebie, że przez lata trzymają cenę. W przypadku Toyoty Aygo mieliśmy nawet sytuację, w której model z 2025 roku kosztował niemal tyle samo co w 2015. Podobnie jest z ASX-em. Egzemplarz z przebiegiem 51 tys. km kosztuje dziś 78 tys. zł, choć w 2020 roku w oficjalnym cenniku ten sam model startował od… 77 490 zł. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Oczywiście wersja Intense kosztowała już 91 390 zł, ale i tak mówimy o minimalnym spadku wartości.


Czy podobnie będzie z nowym ASX-em? Nie ma na to szans. Po pierwsze, cena nowego modelu wynosi 97 990 zł, co i tak jest sporą kwotą – do tego stopnia, że w salonach wciąż zalega 15 egzemplarzy z 2023 roku. Po drugie, pod maską nowego ASX-a znajduje się o połowę mniejszy silnik 1.0, a takie pojemności budzą wątpliwości u polskich kierowców. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś za kilka lat będzie gotów zapłacić za niego tyle samo, co dziś. W przypadku 2.0 takich wątpliwości nie ma – ten silnik z pewnością posłuży dłużej niż litrowa jednostka z nowej generacji.
Źródło: motofilm.pl



