Oto Toyota, która traciła na wartości zaledwie 100 zł rocznie. Dziś używana kosztuje niemal tyle, co nowa 10 lat temu

Coraz częściej słyszę od ludzi, że ubiegłoroczne zakupy nowych samochodów okazują się dla nich bolesnym doświadczeniem. Przekonywano ich z każdej strony, że ceny będą tylko rosnąć przez kary za emisję CO2, więc w pośpiechu podejmowali decyzję o zakupie. Jak się okazało, nic z tego nie wyszło. Ponadto już w październiku 2024 roku ostrzegałem, że ceny spadną – i dokładnie tak się stało, a nie jestem ekonomistą. Niektóre modele tanieją wręcz drastycznie. Kia na początku 2025 roku obniżyła cenę swojego wielkiego SUV-a o 115 tys. zł z dnia na dzień, a salonowa Mazda CX-60 w hybrydzie potaniała aż o 96 600 zł. Dla równowagi – ci, którzy kupili bazową Toyotę Aygo w 2015 roku, mogą dziś cieszyć się, że ich auto, pomimo upływu dekady, praktycznie nie straciło na wartości.

Mała Toyota, która niczym się nie wyróżnia… a jednak

Pamiętasz, co robiłeś w 2015 roku? Ja przez tydzień testowałem Toyotę Aygo – mały miejski model, bliźniaczo powiązany z Peugeotem 107. Wtedy była to nowość, ale Aygo z tamtych lat nawet dzisiaj wygląda świeżo. To zasługa choćby estetycznie wkomponowanych LED-owych świateł w zderzak. Głównym wyróżnikiem Aygo jest jednak charakterystyczna litera „X” w czarnym połysku, zdobiąca pas przedni. Ten zabieg stylistyczny do dzisiaj przyciąga wzrok.

Toyota Aygo (2015) - przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Toyota Aygo (2015) – przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Gdy 10 lat temu dostałem kluczyki do tego auta, nie spodziewałem się, że kupując je wtedy, po 120 miesiącach sprzedałbym je za niemal tę samą kwotę. Zwłaszcza że to samochód absolutnie przeciętny – mały, waży 925 kg i oferuje bagażnik o pojemności zaledwie 168 litrów. Nawet silnik nie robi wrażenia – litrowa jednostka o mocy 69 KM napędza auto do „setki” w 14,2 sekundy. Do tego nie ma żadnych innowacyjnych funkcji, brakuje regulacji kierowcy przód/tył, a kultura pracy trzycylindrowca praktycznie nie istnieje. Naprawdę trudno się zachwycać.

A jednak Polacy je docenili. Aygo okazało się bezawaryjnym, oszczędnym i idealnym autem do miasta. Z łatwością zmieści się w każdą lukę, a w trasie potrafi spalić zaledwie 4 litry, podczas gdy w mieście rzadko przekracza 5 litrów na 100 kilometrów. To samochód, który praktycznie nie zawodzi, bo po prostu nie ma tu zbyt wiele, co mogłoby się zepsuć.

Toyota Aygo (2015) - tył, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Kto kupił Aygo w 2015 roku – nic nie stracił

Po latach okazuje się, że ta niepozorna Toyota nadal kosztuje niemal tyle, co w dniu premiery. W 2015 roku nowy egzemplarz katalogowo kosztował 33,5 tys. zł (a wielu klientów wynegocjowało jeszcze lepszą cenę). Dzisiaj nową Aygo X można kupić za 66 900 zł, ale jeśli szukasz rocznika 2015, musisz przygotować… 32 500 zł. Dokładnie tyle życzy sobie salon Toyoty za egzemplarz z przebiegiem 86 125 km. To oznacza, że auto straciło na wartości zaledwie 1000 zł w ciągu dekady – czyli jedynie 100 zł rocznie. Niebywałe, ale prawdziwe.

Toyota Aygo 2015 - oferta z rynku wtórnego, fot. motofilm.pl
Toyota Aygo 2015 – oferta z rynku wtórnego, fot. motofilm.pl

Oczywiście, inflacja miała swoje skutki – w 2015 roku mieliśmy deflację na poziomie -0,9%, a dziś inflacja wynosi 6,2%. Jednak te procenty nie są na tyle drastyczne, by miały znaczący wpływ na wartość Aygo, więc nie można wszystkiego zwalać na inflację.

Jaki z tego wniosek? Najbezpieczniej kupić prosty i ekonomiczny samochód

Toyota słynie z niskiej utraty wartości. Aygo to fenomen, ale zwykła Corolla po trzech latach też jest warta 71% swojej pierwotnej ceny. Jeśli zależy ci na jak najmniejszej utracie wartości w długim okresie, najlepiej postawić na prosty, tani w utrzymaniu i bezawaryjny samochód – takie zawsze będą nieźle trzymały cenę. Im więcej dodatków i nietypowych opcji, tym gorzej dla wartości końcowej auta, ponieważ przy odsprzedaży mało kto chce za nie zapłacić. Przykładem może być BMW XM – duży SUV z kompletnym wyposażeniem, który po zaledwie dwóch latach stracił na wartości aż 400 tys. zł.

Niektóre modele tracą na wartości szybciej, inne wolniej, ale prostota i niezawodność to klucz. A co z autami chińskimi, które dziś zyskują na popularności? Choć są interesującą alternatywą, to większość z nich zużywa 8–10 l/100 km przy normalnej jeździe. Trudno przewidzieć, czy za dekadę będą równie pożądane co ekonomiczne propozycje. Moim zdaniem – nie.

Źródło: motofilm.pl

W tym kraju popularny crossover Toyoty kosztuje równowartość 335 tys. zł