Niemal wszystkie auta w ostatnich miesiącach tanieją, ale co tam słychać u Forda Pumy? W 2023 roku miałem okazję uczestniczyć w transakcji, w której 125-konną wersję ST-Line z miękką hybrydą kupiono za 93 900 zł, a mocniejszą, 155-konną wersję można było kupić za 96 900 zł. Te ceny to już oczywiście z uwzględnieniem rabatów. Dziś sytuacja wygląda inaczej – dealerzy Forda nie oferują takich wielkich upustów, a żeby stać się właścicielem Pumy ST Line 125 KM trzeba wyłożyć co najmniej 102 tys. zł. I nie dyskutują, bo Pumy znikają szybko. Co stoi za tym fenomenem?
Chińskie auta atakują, ale nadal za dużo palą
W ostatnim czasie mamy do czynienia z prawdziwą inwazją chińskich marek na rynku. Jednak mimo atrakcyjnych cen, te auta najczęściej chowają pod maską silniki o wysokiej pojemności, bez żadnych elektrycznych wspomagaczy, takich jak miękka hybryda. Efekt? Ich spalanie jest nie do przyjęcia dla wielu osób – niektóre modele zużywają nawet 9-10 litrów na 100 km. Ludzie po prostu nie chcą tankować co 400 kilometrów ani wydawać fortuny na paliwo. W dzisiejszych czasach liczy się ekonomia, a samochody, które oferują oszczędność, są na wagę złota.

Ford Puma to auto, które wyróżnia się pod tym względem. Oferowana jest tylko z jednym silnikiem – jednostką 1.0 o mocy 125 KM lub 155 KM, połączoną z miękką hybrydą. Choć pojemność silnika nie robi wrażenia, to mocniejsza wersja Pumy z łatwością zostawia w tyle chińskie SUV-y z silnikami 1.5. Przyspiesza do 100 km/h w 8,7 sekundy, co sprawia, że jest tylko o 0,2 sekundy wolniejsza od… 347-konnej wersji Jaecoo 7 Super Hybrid. A taki Forthing T-Five z jednostką 1.5 o mocy 177 KM nawet przegrywa, bo osiąga setkę w 9 sekund. Podczas gdy musi do tego wypić z 10 litrów, Puma w wersji hybrydowej zużywa średnio 5-6 litrów na 100 km, a przy zastosowaniu ecodrivingu można zejść nawet do 4 litrów.

Wyposażenie na wysokim poziomie i możliwość tankowania alkoholem
Klienci doceniają również bogate wyposażenie. W wersji ST Line właściwie niczego nie brakuje, ale warto dołożyć pakiet „Winter”, który obejmuje podgrzewaną przednią szybę, kierownicę i fotele – kosztuje tylko 2900 zł. Mimo upływu lat, samochód nadal wygląda świeżo i atrakcyjnie, zwłaszcza po liftingu. Ten spowodował, że Puma stała się też dojrzalszym autem – zwłaszcza na trasach.

Jednak to nie wszystko. Mało kto wie, że silnik Pumy może być tankowany etanolem E85, który stanowi mieszankę 85% alkoholu i 15% paliwa. Takie tankowanie jest tańsze od tradycyjnego, co przekłada się na realne oszczędności w budżecie domowym. W krajach takich jak Francja, Ford Puma (razem z Focusem) jest jednym z najchętniej wybieranych aut do tankowania E85, odpowiadając za 96% rynku samochodów przystosowanych do tego paliwa. W Polsce, choć dostępność E85 jest ograniczona (w sumie tylko cztery stacje Orlen oferują to paliwo), różnica w cenie między zwykłym paliwem a E85 wynosi średnio około 50 groszy na litrze (we Francji ~90 centów), co daje oszczędność rzędu 20 zł na pełnym baku. To więcej, niż można ugrać na wakacyjnych promocjach.
Na koniec dodam, że u dilera, u którego pośredniczyłem przy zakupie Pumy, na placu stoi obecnie tylko jedna sztuka – czerwona, 155-konna wersja ST Line X z 2024 roku. Jej cena to 142 900 zł. To model po liftingu, przeprowadzonym w połowie 2024 roku. Ale jak to się ma do tych 96 900 zł, które płacono pod koniec 2023 roku? W czasach, gdy wszyscy obniżają ceny, a nie je podnoszą, taki wzrost kosztów jest naprawdę zaskakujący.
Źródło: motofilm.pl
