Nowa „pięćsetka” od Abartha nie ma łatwego życia. Od początku zainteresowanie tym elektrycznym modelem jest znikome, choć poprzednia generacja zdobyła wielu fanów nawet poza Włochami. Już w marcu zeszłego roku informowałem, że sprzedaż Abartha 500e jest marginalna – kupujących, nawet w jej rodzimym kraju, jest jak na lekarstwo. Czy ogromny rabat w wysokości 50 tys. zł pomoże zwiększyć sprzedaż? Obawiam się, że też nie.
Abarth 500e to piękne auto
Wydawałoby się, że tak stylowy samochód jak Abarth 500e szybko znajdzie masę klientów – zresztą to miał być hit. W końcu jest jedyny w swoim rodzaju, świetnie wyposażony i oferuje nietypowe rozwiązania technologiczne. Jednym z nich są głośniki emitujące dźwięk silnika na zewnątrz.

Niestety, mała bateria o pojemności 37,8 kWh sprawia, że 500e jest wyjątkowo nieefektywne. Teoretyczny zasięg w cyklu miejskim to 360 km, ale w praktyce – jak pokazał mój test – maksymalnie 240 km. Na trasie przy 120 km/h zasięg wynosi 190–200 km, a na autostradzie jedynie 160 km. Można by powiedzieć: „przecież są szybkie ładowarki”, ale tu pojawia się kolejny problem. Abarth ładuje się bardzo wolno – zamiast deklarowanych 85 kW, średnio przyjmuje 50–60 kW. Na taki postój trzeba więc przeznaczyć nawet 40-50 minut.

Największą bolączką Abartha 500e jest jednak jego cena. Przez dwa lata importer próbował sprzedawać go za ponad 200 tys. zł (!), a testowany przeze mnie egzemplarz kosztował aż 209 tys. zł. To kwota nie do zaakceptowania za samochód, który na autostradzie przejedzie niewiele ponad 100 km.
Abarth w końcu zdał sobie z tego sprawę, dlatego teraz oferuje nawet 50 tys. zł rabatu na nowe egzemplarze „od ręki”. Cena spada więc do 150–160 tys. zł (w zależności od wyposażenia), a z dopłatą dla przedsiębiorców – do około 130 tys. zł. Czy to wystarczy? Szansa na sprzedaż wzrośnie, ale minimalnie – w międzyczasie pojawił się kolejny problem.
Konkurencja nie daje mu szans
Rynek aut elektrycznych w Polsce rozwija się w błyskawicznym tempie. W segmencie miejskich elektryków w stylu Abartha 500e wybór jest dziś ogromny. Nawet znacznie większe Mini Aceman – równie stylowe – kosztuje katalogowo 161 500 zł, czyli tyle co Abarth po rabacie. A uwierzcie mi, że w salonach można wynegocjować jeszcze lepszą cenę.
Mini oferuje nie tylko większą baterię (42,5 kWh), ale także lepszy zasięg, mocniejszy silnik (184 KM) i bardziej efektywne zużycie energii – średnio 15 kWh/100 km. Jest jeszcze mnóstwo innych aut – również z Chin – które wypadają korzystniej niż Abarth.

Obecny rabat na Abartha 500e nie sprawi, że ludzie tłumnie ruszą do salonów. A szkoda, bo to naprawdę piękne auto, które daje frajdę z jazdy. Może gdyby jego cena spadła do 130 tys. zł, a z dopłatą – do 90-100 tys. zł, ludzie zaczęliby go rozważać. Bo wizualnie robi wrażenie i chciałbym go częściej spotykać.
Źródło: motofilm.pl
