Niektórzy przez całe życie marzą o ładnym Volvo, ale nawet nie próbują go szukać, bo wydaje im się, że to samochody poza ich zasięgiem. Znam przynajmniej dwie takie osoby. Gdy pokazywałem im, jakie Volvo można kupić za cenę nieco lepszej Dacii Duster, reakcja zawsze była taka sama: „Wow, naprawdę?”. A jednak to prawda – żeby jeździć świeżym Volvo z bardzo ekonomicznym silnikiem, wcale nie trzeba wydawać fortuny.
Tanio kupisz, tanio zatankujesz
Moja szczególną uwagę przykuło ogłoszenie srebrnego Volvo S90 z 2019 roku. Auto sprzedaje jego pierwszy właściciel, który kupił je w polskim salonie Volvo. To nie jest sprowadzony samochód z USA – co mogłoby wiązać się z ryzykiem powypadkowej przeszłości. Zresztą właściciel deklaruje, że auto jest bezwypadkowe, a za ukrywanie wad pojazdu grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.

Wielokrotnie testowałem Volvo S90 w różnych wersjach i uważam, że to jeden z najlepszych samochodów tej marki do pokonywania długich tras. Zwłaszcza z silnikiem, w jaki wyposażony jest ten egzemplarz – 2.0 D4 o mocy 190 KM. Nie tylko nie brakuje mu dynamiki, ale również zużywa wyjątkowo mało oleju napędowego jak na swoje gabaryty – średnio około 6 litrów na 100 km. Nawet przy prędkości 140 km/h w moich testach S90 nie zużywało więcej niż 7,4 litra. Nie ma w tym nic dziwnego – dobrze zaprojektowane limuzyny zwykle palą mało, to SUV-y sprawiły, że o tym zapomnieliśmy.
Ta sztuka ma przejechane 133 700 km. To naprawdę niewiele. Egzemplarze z tym samym silnikiem bez problemu przejeżdżają 300 tys. km i więcej, co potwierdzają inne oferty sprzedaży w Polsce. Co więcej, to jedno z ostatnich Volvo bez ogranicznika prędkości. Dziś nowe modele, nawet te o mocy 455 KM, są ograniczone do 180 km/h. Tymczasem to S90 z 2019 roku rozpędzi się nawet do 230 km/h – co przy podróżach do Niemiec ma ogromną zaletę.

Ile kosztuje taka limuzyna?
Jeśli szukałeś nowego samochodu, to najpewniej budżet 100 tys. zł jesteś w stanie ogarnąć – czy to dzięki oszczędnościom, czy kredytowi. I dokładnie tyle, bez tysiąca złotych, chce za nie właściciel. Nowe S90 D4 w 2017 roku kosztowało minimum 177 tys. zł, ale ten egzemplarz wcale nie jest „golasem” – to R-Design. Ma podgrzewane i wentylowane fotele, skórzaną tapicerkę, system multimedialny z klasycznym interfejsem Volvo (zanim przeszli na Androida), cyfrowy zestaw wskaźników i kilka stylistycznych dodatków.
O systemach bezpieczeństwa nawet nie ma co się rozpisywać – Volvo zawsze było w tej dziedzinie prymusem. Warto jednak dodać, że w modelach z 2019 roku można jeszcze na stałe wyłączyć powiadomienia o zmęczeniu kierowcy czy ograniczeniach prędkości. W nowych autach już niestety nie.

Serwis? Bez obaw
Obawiasz się wysokich kosztów serwisowania? Niepotrzebnie. Po pierwsze – serwis Volvo nie jest dużo droższy niż w przypadku marek niepremium. Po drugie – Volvo oferuje pakiety serwisowe od 999 zł dla właścicieli samochodów czteroletnich i starszych. A po trzecie – ponieważ to S90 ma już 6 lat, łapie się na rabat 40% na usługi serwisowe oraz 20% na oryginalne części zamienne.
Spodobał Ci się ten matowy lakier na zdjęciach? To oryginalne oklejenie oferowane przez Volvo – marka miała w swojej ofercie takie egzemplarze. Nic nie stoi na przeszkodzie, by okleić każdy inny egzemplarz w ten sam sposób – średni koszt takiej usługi to 9-10 tys. zł. Oprócz zmiany wyglądu, oklejenie dodatkowo zabezpiecza lakier.
Źródło: motofilm.pl