Jeździłem Volvo z genialnym patentem, o którym nie usłyszysz w salonie. Każdy samochód elektryczny powinien go mieć

Jeśli spojrzelibyśmy na ranking sprzedaży samochodów marki Volvo od końca, to ten model byłby na szczycie. Mało kto rozważa jego zakup z dwóch powodów – po pierwsze, jest elektryczny, a po drugie, drogi. Miałem ostatnio okazję przejechać się nim po raz pierwszy pod nową nazwą EC40. I choć sam samochód nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, to „kopara” opadła mi dopiero wtedy, gdy dowiedziałem się o wynalazku zastosowanym w tym aucie. To powinien mieć każdy samochód elektryczny.

Na Volvo EC40 nie ma wielu chętnych w Polsce, ale z jednej strony to dobrze

Jak często widzisz Volvo EC40 na ulicach? Nawet w Warszawie trudno je spotkać, choć Volvo jest bardzo popularne w naszym kraju. XC40 czy XC60 można zobaczyć niemal na każdym rogu. EC40 się nie sprzedaje, bo to samochód elektryczny, a Polacy nie są nimi szczególnie zainteresowani. A jeśli już się decydują, to wybierają Volvo EX30, które jest znacznie bardziej ekonomiczne.

Volvo EC40 - przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Volvo EC40 – przód, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Na korzyść EC40 nie przemawia też cena. Najtańsza wersja kosztuje 243 900 zł, podczas gdy EX30 można kupić już za 176 990 zł. Nie wspominając o konkurencji – inny duży SUV coupe, Volkswagen ID.5, kosztuje od 162 890 zł i jest nieporównywalnie bardziej praktyczny. Pod każdym względem, bo w EC40 nawet widoczność do tyłu pozostawia wiele do życzenia.

Jednak dzięki tej małej popularności auto wzbudza zainteresowanie na polskich drogach. Jest po prostu ładne i długo się nie opatrzy. To też ma dla wielu osób znaczenie.

Odwiedziliśmy oazę spokoju elektrycznymi SUV-ami. XC40 i Volvo C40 Recharge na Bornholmie

Cena schodzi na drugi plan, gdy dowiesz się o tym wynalazku

Volvo nie byłoby sobą, gdyby nie stanęło na wysokości zadania w kwestii bezpieczeństwa. I podczas gdy inne elektryki – jak Tesla Cybertruck – potrafią zapalić się po uderzeniu w słup, w Volvo to ryzyko jest ograniczone do minimum. Jeden z inżynierów Volvo, Johan Eklund, wymyślił rozwiązanie, dzięki któremu może nie pływa teraz w basenie swojej willi, ale ma satysfakcję – stworzył patent, który w elektrykach zastępuje ochronę oferowaną przez klasyczny silnik spalinowy.

Volvo EC40 - tył, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Volvo EC40 – tył, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Podczas wypadku uwalnia się ogromna energia. W samochodach spalinowych pochłania ją silnik, który waży średnio około 200 kg. Tymczasem jednostka elektryczna jest ponad dwukrotnie lżejsza – waży średnio 60–80 kg. To za mało, by skutecznie ochronić pasażerów i akumulator. Dlatego w EC40 zamontowano tzw. „pochłaniacz energii”, umieszczony maksymalnie z przodu, z dala od pasażerów i baterii.

Pochłaniasz energii Volvo EC40, fot. Carup
Pochłaniasz energii Volvo EC40, fot. Carup

Jakie są korzyści? Przede wszystkim znacznie zwiększa się bezpieczeństwo pasażerów przy czołowym zderzeniu, a ryzyko pożaru akumulatora spada do absolutnego minimum. Warto dodać, że nie ma żadnego prawnego wymogu stosowania takiego rozwiązania – dlatego jedne samochody elektryczne palą się po kolizji, a inne nie.

Volvo EC40 - wnętrze, fot. mat. prasowe
Volvo EC40 – wnętrze, fot. mat. prasowe

Volvo EC40, a wtedy jeszcze EX40 (nazwa została zmieniona), było pierwszym elektrykiem marki z tym wynalazkiem. Co ciekawe, wykonano go ze stopu aluminium, a nie ze stali – bo efektywniej pochłania energię. Dzięki temu, gdy takie potężne Volvo uderzy w Seicento, to przejmie na siebie jak najwięcej siły uderzeniowej.

Euro NCAP potwierdza wysoki poziom bezpieczeństwa EC40

Wystarczy obejrzeć testy zderzeniowe przeprowadzone przez Euro NCAP, żeby nabrać respektu do Volvo EC40. Choć są znacznie tańsze elektryki, to EC40 może naprawdę uratować życie. W testach przez 7 dni nie zaskoczył mnie niczym – to po prostu Volvo. Jeździ poprawnie, ale zimą zużywa trochę za dużo energii, przez co realny zasięg wynosi około 250–300 km. W dodatku wolno się ładuje – z mocą około 80 kW (powinien 200 kW). Wszystko to jednak trochę traci na znaczeniu, gdy wiesz, że samochód zaprojektowano, by maksymalnie chronić pasażerów.

Na zakończenie dodam, że Johan Eklund nie wzbogacił się na tym wynalazku. Wszystkie laury idą do Volvo. Ale jemu to nie przeszkadza – bo ma satysfakcję, że zrobił coś dla ludzi.

Źródło: motofilm.pl