Polacy walczyli o chińskiego SUV-a na Sylwestra. Muszę przyznać, że Azjaci zmienili jedną rzecz na plus

Nie wiem, gdzie spędzałeś Sylwestra. Ale jeśli przed telewizorem, to na pewno rzucił Ci się w oczy konkurs, w którym do wygrania był chiński SUV. Mowa o Jaecoo 7 (czyt. Dżejku), którym miałem okazję już jeździć. I muszę przyznać – zwycięzca otrzyma kawałek przyzwoitego auta. A do tego mamy do czynienia z małym przełomem, jeśli chodzi o konkursy, w których biorą udział chińskie marki. Zastanawiasz się, dlaczego?

Jeśli od razu jesteś negatywnie nastawiony do chińskich samochodów, to nic nie zmieni Twojego zdania. Dopóki sam nie spróbujesz jazdy takim autem, nie przekonasz się, jak naprawdę jeździ. Osobiście miałem okazję jeździć wieloma chińskimi modelami. Zarówno spalinowymi, jak i elektrycznymi. I muszę przyznać, że postęp, który te marki zrobiły w ostatnich latach, jest delikatnie mówiąc ogromny. Wnętrze Jaecoo 7 zostało złożone tak solidnie, że właściwie nie miałem się do czego przyczepić. Ale nie o tym jest ten artykuł.

Jaecoo J7 - wnętrze, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Jaecoo J7 – wnętrze, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Chińskie auta eliminują manipulacje organizatorów konkursów

Ludzie często nie zastanawiali się, co tak naprawdę dostaną w konkursie, w którym do wygrania było na przykład BMW serii 4 – brzmi to przecież bardzo premium. A wersja, którą się wygrywa, jest często zupełnie inna niż ta, którą wyobrażamy sobie w marzeniach. Różnice w wyposażeniu serii 4 są ogromne, a cena poszczególnych wariantów może różnić się nawet dwukrotnie. I ten ktoś, kto śnił o pięknej, niebieskiej sztuce w M-Pakiecie, rozczarowywał się, odbierając białego „golasa” na małych kołach. Często brakowało funkcji, które nawet w tańszych autach są standardem. Za wszystko trzeba płacić.

BMW serii 4 Coupe 2021 - bazowa wersja
Tak wygląda bazowa wersja BMW serii 4 Coupe 2021.

A jak to wygląda w przypadku „tego chińczyka”? Chińskie marki mają to do siebie, że bazową wersją jest albo ta najbogatsza, albo prawie najbogatsza. I dokładnie tak jest z Jaecoo 7. Klient ma do wyboru dwie wersje wyposażenia: URBAN i OFFROAD – koniec. Praktycznie jedyną ważną różnicą jest napęd na cztery koła, którego nie każdy potrzebuje, ponieważ zwiększa spalanie o pół litra.

Organizator konkursu nie ma więc wyjścia i musi zapewnić zwycięzcy przynajmniej wersję URBAN. Co w takim przypadku otrzyma? Kawał naprawdę dobrze wyposażonego SUV-a z silnikiem 1.6 T-GDI o mocy 147 KM i 7-stopniową automatyczną skrzynią biegów. A do tego komplet systemów bezpieczeństwa, tempomat adaptacyjny, 8 poduszek powietrznych, 19-calowe felgi aluminiowe, reflektory LED (również z tyłu), system kamer 540 stopni, panoramiczny dach, 13,2-calowy ekran dotykowy, skórzaną tapicerkę, dwustrefową klimatyzację automatyczną, a nawet elektrycznie otwieraną klapę bagażnika. W skrócie: to wszystko, co w europejskich markach często jest dostępne tylko za dopłatą, a tutaj dostajesz to za 139 900 zł.

Jaecoo J7 i Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Jaecoo J7 i Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Nie ma szans, aby zwycięzca odebrał auto gorzej wyposażone niż to, co wymieniłem powyżej. Niemniej jednak, nie zdziwię się, jeśli organizator konkursu zdecyduje się podstawić wygranemu wersję OFFROAD – kosztuje ona niewiele więcej, bo 157 900 złotych, a Chińczycy mają tendencję do promowania swoich najlepszych wersji nawet „po kosztach”.

Promocja chińskiego SUV-a w tak dużym konkursie to przełom

Sylwestrowe imprezy telewizyjne przyciągają ogromną liczbę widzów. Prawdopodobnie niektórzy z nich po raz pierwszy zobaczyli na własne oczy taki samochód jak Jaecoo i zaczęli szukać informacji na jego temat. Nie mam wątpliwości, że niektórzy wujkowie nawet „śmieszkowali”, mówiąc „Jajco do wygrania”, ale Chińczyków to nie wzrusza.

Jaecoo J7 - bok, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Jaecoo J7 – bok, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Wszystkie chińskie marki w Polsce dynamicznie pną się w górę, jeśli chodzi o sprzedaż, i trudno się dziwić, skoro oferują taką jakość w tak niskich cenach. Zastanówmy się: jak to możliwe, że 5-drzwiowa hybryda o mocy 195 KM może kosztować zaledwie 72 000 zł? Jeszcze kilka lat temu to było nie do pomyślenia.

BYD zatrudnia milion pracowników, by „rozjechać” europejską motoryzację. To prawie trzykrotnie więcej osób niż pracuje na całym świecie w Toyocie. Chińskie marki nie mają zamiaru zwalniać tempa. Widzę ten trend nie tylko w Internecie, ale także na drogach. Wiedza o chińskich samochodach prędzej czy później dotrze do każdego, nawet do najbardziej antymedialnego klienta. I to właśnie po to Chińczycy promują się w takich konkursach jak ten sylwestrowy.

Źródło: motofilm.pl

„Chiński Maybach” w sensacyjnej cenie. Co najlepsze, otwierają pierwsze ASO w Polsce