Podczas gdy dla Polaków Mitsubishi przygotowało Outlandera w sensacyjnie wysokiej cenie 259 990 złotych, mieszkańcy RPA otrzymali model, który u nas miałby ogromne szanse na sukces. To SUV przypominający Volvo – a Volvo bardzo dobrze kojarzy się w naszym kraju. W dodatku wyceniono go w przeliczeniu na 92,5 tys. złotych, a napędza go prosty silnik spalinowy – bez żadnych zbędnych udziwnień.
Chińczycy mogą, Mitsubishi nie może albo nie chce
Nie ma co się łudzić, że Outlander Sport trafi na nasz rynek. Mitsubishi nawet słowem o nim nie wspomni. Zresztą, byłby przecież „bardzo nieekonomiczny” – ma 1,5-litrowy silnik benzynowy bez żadnego wsparcia elektrycznego. Tymczasem Chińczycy potrafili sprowadzić na nasz rynek kilka SUV-ów z silnikami 1.5 – również bez technologii hybrydowej, nawet tej miękkiej. Dla chcącego nic trudnego. Mitsubishi najwyraźniej nie zamierza jednak zarabiać w Polsce. Pokazali nowego Outlandera, „dowalili” cenę i chyba czekają na cud.

A szkoda, bo większości ludziom podoba się współczesny design Volvo. Spójrzcie tylko na to Mitsubishi – gdyby zakryć logo, można byłoby pomyśleć, że to jakiś nowy, tani model Volvo. Reflektory w kształcie litery T nie są jednak nowością w Mitsubishi – podobnie wygląda wcześniej zaprezentowany XForce, również niedostępny w Europie.
Co go napędza? Pod maską siedzi klasyczny 1,5-litrowy silnik czterocylindrowy o mocy 103 KM. Całość współpracuje z przekładnią CVT, dzięki czemu w Afryce nawet nie muszą martwić się o zmianę biegów. Osiągi tego silnika nie zostały podane, ale domyślam się dlaczego – przyspieszenie do „setki” zajmie z 15 sekund, a prędkość maksymalna raczej nie przekroczy 160 km/h.

Swoje też spali – 10 litrów na 100 kilometrów to całkiem prawdopodobne zużycie. Ale czy to naprawdę istotne? Uważam, że akurat ta jednostka należy do grupy tych trwałych. Choć będzie wymagała większych wydatków na paliwo, odwdzięczy się długą i bezawaryjną pracą. Zresztą Polacy są spragnieni takich silników, co widać choćby po decyzji Renault, które przywróciło do oferty Megane GrandCoupe z 1,3-litrowym silnikiem benzynowym.
Mimo kompaktowych wymiarów, Outlander Sport ma niezłe kąty natarcia i zejścia – odpowiednio 21 i 30,5 stopnia. Nie oferuje napędu na cztery koła, ale wyposażono go w pokrętło do zmiany trybów jazdy, takich jak tryb piaskowy. Mitsubishi twierdzi, że ten system działa całkiem sprawnie.
A we wnętrzu? Zaskakująco europejsko
Kabina Outlandera Sport nie odstaje od standardów europejskich aut. Na pokładzie znajdziemy 12,3-calowy ekran dotykowy i 8-calowy cyfrowy wyświetlacz dla kierowcy. Są także wskaźniki pochylenia i przechyłu, miękkie materiały wykończeniowe, mnóstwo fizycznych przycisków (zgodnie z zaleceniami Euro NCAP) oraz skórzana tapicerka.

Nie ma systemów takich jak ostrzeżenie o przekroczeniu prędkości – w Afryce chyba bo to wyśmieli. Ale znajdziemy tu asystenta martwego pola oraz system ostrzegania o ruchu poprzecznym za pojazdem. To jedyne asystenty uznane za naprawdę przydatne. Chciałoby się powiedzieć: „Mitsubishi Polska, sprowadźcie go!”. Ale i tak tego nie zrobią. Pozostaje import z RPA albo Indonezji, gdzie ten sam model występuje jako Mitsubishi XForce.
Źródło: motofilm.pl