Luksusowa Toyota za darmo? Tak, ale tylko w USA. Przełomowa technologia okazała się klapą

Niemal każdy model Toyoty sprzedaje się rewelacyjnie. W Polsce schodzi wszystko – od Yarisa, przez Corollę, po RAV4 i Land Cruisera. Nawet na tego ostatniego, choć kosztuje setki tysięcy złotych, trzeba czekać miesiącami. Jednak nie wszystkie modele Toyoty biją rekordy popularności. Jeden z nich stał się wręcz symbolem rynkowej porażki w USA – nie dlatego, że jest zły, ale dlatego, że trafił na rynek w niewłaściwym czasie.

Szokująca przecena na luksusową Toyotę. Wychodzi za darmo

To chyba pierwszy raz, gdy jakikolwiek model Toyoty można kupić z tak ogromną zniżką. Mirai, bo o nim mowa, w USA normalnie kosztuje ponad 50 000 dolarów. Teraz jest dostępny za… 15 000 dolarów, czyli nieco ponad 60 tys. złotych. Na tym jednak nie koniec. Klientom, którzy się zdecydują, dorzucają kartę paliwową na kwotę… 15 000 dolarów. W praktyce oznacza to, że samochód wychodzi za darmo.

Co ciekawe, w Polsce Mirai nadal widnieje w cennikach za bagatela 334 900 złotych – i to w podstawowej wersji. Jeśli chciałbyś dołożyć pakiet VIP za 35 tys. zł, licz się z wydatkiem powyżej 370 tys. zł.

Dlaczego Amerykanie nie chcą Mirai?

Czy to oznacza, że Toyota Mirai to zły samochód? Absolutnie nie. Problem tkwi w technologii, a konkretnie w infrastrukturze. Mirai jest napędzany wodorem, a w całych Stanach Zjednoczonych funkcjonuje zaledwie 54 stacje tankowania wodoru, z czego aż 53 znajdują się w Kalifornii.

Toyota Mirai - bok, tankowanie wodoru
Toyota Mirai – bok, tankowanie wodoru

Dla większości Amerykanów samochód jest więc bezużyteczny – nie mieliby go gdzie zatankować. Nawet mieszkańcy Kalifornii, którzy teoretycznie mogliby korzystać z Miraia, podchodzą do niego sceptycznie. Ich wątpliwości dodatkowo podsyca powrót Donalda Trumpa do Białego Domu – w obawie przed zmianami w polityce klimatycznej niektórzy dealerzy zaczynają martwić się o przyszłość wodorowych stacji.

Toyota przeceniła SUV-a z napędem, który stanie się mocno pożądany. Nie każdy o tym wie

Czy warto sprowadzić Miraia do Polski?

Może to cię zaskoczy, ale w Polsce istnieją już trzy stacje tankowania wodoru: w Warszawie, Poznaniu i Gdańsku (aktualizacja: cztery od kilku dni – doszły Katowice). Tankowanie jest szybkie – trwa mniej więcej tyle, co w przypadku samochodu spalinowego – a z pełnym bakiem można przejechać nawet 650 km. Jest też na tyle dużo stacji wodorowych na Zachodzie Europy, że można spokojnie dojechać np. do Paryża.

Toyota Mirai w drodze do Paryża, fot. Toyota
Toyota Mirai w drodze do Paryża, fot. Toyota

Brzmi kusząco, ale nie do końca jest tak pięknie. Mirai mieści 5,6 kg wodoru, a cena za kilogram wynosi około 70 zł. Pełne tankowanie to wydatek blisko 400 zł, co w przeliczeniu na koszty eksploatacji plasuje Miraia bliżej paliwożernych SUV-ów niż ekonomicznych hybryd. Do tego, jeśli sprowadzisz Miraia z USA, stracisz bonus w postaci darmowego tankowania.

Trzeba jednak przyznać, że Mirai robi wrażenie jako samochód. To niemal pięciometrowa limuzyna (4975 mm długości, 1885 mm szerokości), która pomieści pięciu dorosłych pasażerów. W środku znajdziesz skórzaną tapicerkę, 12,3-calowy ekran multimedialny, kamerę 360 stopni i wyświetlacz HUD. Jest tylko jeden problem: bagażnik. Technologia wodorowa zabiera sporo miejsca, przez co Mirai oferuje zaledwie 272 litry przestrzeni bagażowej. Jak na tak duży samochód to naprawdę niewiele.

Ciekawostką jest też to, że Mirai produkuje… wodę. I to wodę, którą można pić. Dzięki temu nie tylko nie umrzesz z pragnienia, ale też dostaniesz darmową butelkę z natury.

Źródło: motofilm.pl, Jalopnik

Najlepsza Toyota na długie trasy wcale nie jest hybrydą. Kosztuje do 30 tys. zł i nawet dzisiaj mogłaby udzielać lekcji ekonomii