Ludzie wpadają na różne pomysły, by udowodnić wyższość swojego samochodu. Ten kierowca Audi RS6 GT postanowił przekonać wszystkich w mediach społecznościowych o sile napędu quattro. Jak to zrobił? Pojechał na grunt orny zaraz po odwilży, by wcisnąć gaz do dechy. Po co? Żeby pokazać, że jego auto poradzi sobie w każdych warunkach. To nie miało prawo skończyć się „bezkosztowo”.
Audi RS6 GT jest najmocniejszą wersja niemieckiego kombi
Jeśli po raz pierwszy słyszysz o wersji „GT”, warto, byś wiedział, że to nie jest zwykłe RS6. Choć pod maską nie zaszły zmiany (auto generuje 630 KM), to zostało ono obniżone i wyposażone w specjalny pakiet aerodynamiczny. Dodatkowo, część elementów wykonano z włókna węglowego, a cała seria została ograniczona do zaledwie 660 egzemplarzy. Cena takiego „rodzinnego kombi” to około 220 000 euro (~940 000 zł). Dla porównania, wersja RS6 Performance kosztuje 690 000 zł, nawet po ostatnich podwyżkach cen.

Czy to oznacza, że każdy właściciel RS6 GT trzyma go tylko w garażu? Jak się okazuje, niektórzy właściciele nie patrzą na wartość pojazdu i nie boją się używać go w nieodpowiednich warunkach. Napęd quattro poradził sobie z błotem, ale właściciel kombi za prawie milion złotych ma przed sobą nie lada problem.
Folia PPF nie ochroni przed brudem
Gdy firma zajmująca się oklejaniem tego Audi folią PPF zobaczyła filmik z tej „przygody”, od razu wyraziła nadzieję, że auto to wytrzyma. Folia PPF ma za zadanie chronić lakier przed uszkodzeniami, takimi jak zarysowania czy drobne otarcia. Jeśli została prawidłowo nałożona, rzeczywiście powinna dobrze chronić lakier.
Problem jednak leży gdzie indziej. Intensywny drift po błocie sprawił, że zanieczyszczenia dostały się w trudno dostępne zakamarki podwozia, których nie da się łatwo wyczyścić – nawet w ciągu kilku dni. Błoto w takich miejscach może prowadzić do korozji, ponieważ wilgoć i zanieczyszczenia sprzyjają utlenianiu metalu. A to oznacza, że folia ochronna nie jest w tym przypadku wystarczającym zabezpieczeniem.

Dodatkowo, jeśli w błocie znajdowały się inne zanieczyszczenia, jak np. piasek, mogły one dostać się do układu hamulcowego oraz zawieszenia. W ekstremalnych przypadkach można nawet uszkodzić układ hamulcowy, co wiążę się z olbrzymimi kosztami. Pamiętam, jak podczas testów Audi A6 Avant, gdy dziennikarze motoryzacyjni driftowali po piasku, zanieczyszczenia przedostały się do zawieszenia, co spowodowało, że auto zaczęło „bić” podczas jazdy.
Czy warto było ryzykować?
Chwila szaleństwa będzie kosztowała właściciela wiele godzin spędzonych w studiach detailingowych. Jednak lekcja, którą powinien zapamiętać, jest prosta – drift w błocie prawie zawsze kończy się problemami, nawet jeśli z pozoru wszystko skończyło się dobrze.
Źródło: motofilm.pl
Wyświetl ten post na Instagramie