Daje gwarancję łatki prezesa. Kosztuje 105 tys. zł nawet w rzadkiej wersji F Sport i wciąż wygląda świeżo

Są takie samochody, które wspominam niemal wyłącznie w superlatywach. Jednym z nich jest Lexus LS – japońska limuzyna, która jeszcze 10 lat temu była poza zasięgiem przeciętnego Polaka. Pół miliona złotych za samochód w pierwszych latach poprzedniej dekady wydawało się kwotą z innej galaktyki. Za tyle można było kupić chociażby piękny apartament w Gdańsku. Dziś, po 12 latach, niemal każdy, kto rozważa zakup taniego, nowego auta, może stać się właścicielem tego modelu za ułamek pierwotnej ceny – około 20%. Pytanie tylko: czy warto? I jaka wersja wyposażenia robi największe wrażenie?

Lexus LS to klasa sama w sobie. Każda wersja jest świetna

Lata 2012–2015 to bez dwóch zdań złoty okres w historii Lexusa. To właśnie wtedy Japończycy najbardziej postawili na rywalizację z Niemcami, oferując coś dla tych, którzy byli znudzeni zachodnią motoryzacją. W 2012 roku ich flagowy model – LS, przeszedł poważny lifting, dzięki któremu bryła nadwozia nawet dzisiaj wygląda świeżo i nowocześnie. Duża w tym zasługa eleganckich reflektorów LED z perfekcyjnie wkomponowanymi światłami do jazdy dziennej. W tamtym czasie zadebiutowała też wersja F Sport – dla Lexusa to odpowiednik M Pakietu w BMW czy AMG w Mercedesie.

Lexus LS600h - wnętrze (2013), fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Lexus LS600h – wnętrze (2013), fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

To właśnie pakiet F Sport sprawia, że LS nadal przykuwa wzrok na ulicach. Ludzie postrzegają jego kierowcę jako człowieka sukcesu. To wrażenie potęgują wymiary. LS to ogromne auto, które nawet w krótkiej wersji mierzy 5029 mm długości.

W dodatku – jakie ma wykończenie! Ręce same składają się do oklasków, gdy dotyka się materiałów użytych we wnętrzu. Tu nic nie ma prawa trzeszczeć, nawet po wielu latach. I choć brakuje w nim wielu nowoczesnych technologii, powiem szczerze – to akurat ogromna zaleta. Lexus LS z tamtych lat pozwalał kierowcy na pełną swobodę za kierownicą. Nie wydawał irytujących ostrzeżeń o zmęczeniu, ani nie przejmował się tym, z jaką prędkością jedziesz. Za to oferował bajery, które faktycznie robiły różnicę, jak na przykład kamera noktowizyjna, znacząco poprawiająca komfort nocnych podróży. To prawdziwy poskramiacz kilometrów, stworzony po to, by służyć kierowcy i zapewniać mu maksymalny komfort.

Lexus LS600h (2013), fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Lexus LS600h – tył (2013), fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

W czwartej generacji LS-a montowano wyłącznie silniki V8 – albo czyste, albo w połączeniu z jednostką elektryczną. Wolnossące V8 generuje 381 KM, a hybryda aż 445 KM. Obydwa warianty oferują świetne osiągi (około 6 sekund do „setki”) i kapitalne wrażenia dźwiękowe. Silniki te są praktycznie niezniszczalne, choć mają jedną wadę – lubią paliwo. Standardowe V8 zużywa 13–15 litrów na 100 km, podczas gdy hybryda ogranicza spalanie do 10–11 litrów.

W 2013 roku kosztował 530 tys. zł, dziś tylko 105 tys. zł – i to nie najniższa oferta

Z sentymentu do tego auta przejrzałem oferty sprzedaży. Kilka ich jest, a ceny zaczynają się już od około 80 tys. złotych. Moją uwagę jednak szczególnie przykuła wersja F Sport – aktualnie jedyna taka w Polsce. Wyceniona na 104 900 zł kryje pod maską 4,6-litrowe V8. Przejechała zaledwie 133 tys. km. To naprawdę niewiele, jak na ten silnik. Dodatkowo, auto wyróżnia się pięknym czerwonym lakierem nadwozia, który idealnie podkreśla jego charakter.

Lexus LS - oferta na Otomoto
Lexus LS – oferta na Otomoto

Będąc z Wami absolutnie szczerym – zdecydowanie bardziej wolałbym LS-a właśnie tej generacji niż najnowszy model. Dlaczego? Po pierwsze, nowy został pozbawiony silnika V8. Hybryda jeździ słabo i wydaje różne dziwne dźwięk. W „starym” LS-ie pasuje mi dosłownie wszystko – od komfortu jazdy, przez wygląd, aż po fenomenalny motor.

A czy jest drogi w utrzymaniu? To najtańszy samochód w segmencie premium. Wiele części pochodzi od Toyoty, więc ich dostępność i ceny nie stanowią problemu. Co więcej, auto jest już dawno po gwarancji, dzięki czemu można bez obaw serwisować je poza ASO, obniżając koszty. W Polsce działa dziesiątki prywatnych warsztatów, które doskonale znają się na Lexusie LS i kompleksowo go obsługują.

Źródło: motofilm.pl

Łatwiej i taniej nie znajdziesz tak prestiżowej limuzyny. Za 93 tys. zł zdobędziesz Lexusa GS nawet po liftingu