Chiński SUV na chińskich oponach zimowych. Czy to przepis na katastrofę w zimowych warunkach?

Chińska motoryzacja wciąż budzi mieszane uczucia. Wiele osób patrzy na nią z rezerwą, kojarząc produkty z Państwa Środka z niską jakością i brakiem trwałości. A co, jeśli w grę wchodzi coś tak kluczowego jak opony zimowe? Czy można im zaufać w ekstremalnych warunkach? Tym bardziej, gdy są założone na chińskim aucie, jakim jest Jaecoo 7? To brzmi jak recepta na katastrofę. Ale czy rzeczywiście?

Dlaczego opony są najważniejsze zimą?

Na śliskiej nawierzchni opony to fundament bezpieczeństwa. Nawet najlepsze systemy wspomagania jazdy czy napędy na cztery koła nie pomogą, jeśli opony zawiodą. Wielu kierowców Audi z napędem quattro przekonało się o tym na własnej skórze. Zadanie opon jest proste, ale kluczowe: zapewnić odpowiednią przyczepność w trudnych warunkach – na śniegu, lodzie czy błocie pośniegowym.

Jaecoo 7 - opony, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Jaecoo 7 – opony, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Dlatego widok chińskich opon Tracmax na testowym Jaecoo 7 wzbudził we mnie poważne wątpliwości. Czy mogą konkurować z produktami renomowanych marek europejskich czy japońskich, które od lat wyznaczają standardy w tej dziedzinie?

Zima, śnieg i… zaskoczenie

Tym razem aura nie zawiodła. Podczas mojego testu Jaecoo 7 (który niedługo opublikuje) śnieg sypał bez przerwy, a drogi szybko zamieniły się w białe pułapki. To była idealna okazja, by sprawdzić, czy chińskie opony podołają wyzwaniu.

I tu niespodzianka. Na zaśnieżonych drogach – zarówno asfaltowych, jak i leśnych – opony Tracmax spisały się naprawdę dobrze. Zapewniały bardzo dobrą przyczepność, nawet gdy samochód trafiał na fragmenty lodu czy wjeżdżał w głębszy śnieg. Przy stromych podjazdach, które stanowią prawdziwą próbę dla większości aut, Jaecoo „szedł jak dzik”. Napęd na cztery koła i opony współpracowały jak dobrze zgrany zespół. Jakością nie ustępują oponom renomowanych marek. Właściwie tylko raz wspomogłem je, przełączając auto w tryb offroadowy, na wyjątkowo stromym, zaśnieżonym wzniesieniu. Resztę trasy pokonałem w trybie komfortowym.

Jaecoo 7 - tył, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
Jaecoo 7 – tył, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

Jaecoo 7 w wersji Offroad za 157 900 zł też spisało się znakomicie. W tej cenie naprawdę trudno znaleźć nowy samochód, który oferuje podobne właściwości w trudnych warunkach. Oczywiście, istnieje alternatywa w postaci Cupry Ateca 2.0 TSI z 190-konnym silnikiem. Moim zdaniem to równie skuteczny model w warunkach ostrej zimy, ale jest jeden haczyk – jego cena startuje od 186 800 zł. Różnica jest więc znacząca.

Popularne SUV-y, takie jak Hyundai Tucson czy Kia Sportage, już w ogóle nie mają łatwo w porównaniu z Jaecoo. Ich niższy prześwit oraz mniej zaawansowane napędy na cztery koła sprawiają, że nie są w stanie zaoferować tej samej pewności w trudnym terenie – niezależnie od opon.

Jeśli szukasz porównywalnie skutecznego, ale tańszego auta, to świetną opcją będzie nowa Dacia Duster z napędem 4×4. Choć nie znajdziesz w niej takiego komfortu czy wykończenia jak w Jaecoo, zimą radzi sobie równie dzielnie. A do tego kosztuje tylko 110 400 zł, co czyni ją bardzo konkurencyjną cenowo alternatywą.

SUV w budżecie do 30 tys. zł z napędem idealnym na śnieg i oponami premium? To jak najbardziej możliwe

Europa może zacząć się bać

Jaecoo 7 to świetny przykład, jak chińska motoryzacja szybko idzie do przodu. To auto w rozsądnej cenie, które radzi sobie w trudnych warunkach, a opony Tracmax, choć może nie są marką z pierwszych stron gazet, pokazują, że można na nich polegać. Jeśli europejscy producenci nie zaczną traktować tej konkurencji poważnie, Chińczycy w krótkim czasie zdobędą silną pozycję na rynku. Właściwie to już są rozpędzeni.

Źródło: motofilm.pl

Jeździłem chińskim SUV-em Jaecoo J7 za 139 900 zł. Poprawnie czytamy „dżejKU”