Stało się to, czego można się było spodziewać. Toyota w końcu pokazała światu swojego nowego, elektrycznego SUV-a, stworzonego wspólnie z Suzuki. Dotychczas Japończycy raczej unikali elektromobilności, sprawiając wrażenie, że gdyby nie coraz surowsze normy emisji spalin, w ogóle nie wzięliby się za ten temat. Ale oto jest – mały SUV z segmentu B, który, niestety, już na starcie ustępuje pola Kii EV3. Największa bateria Toyoty to… najniższa dostępna w konkurencyjnej Kii. A to, niestety, oznacza znacznie niższy zasięg. Toyota zresztą nawet się nim nie pochwaliła.
Przypomnijmy, co oferuje Kia EV3. Mierzy 4,3 metra długości, a jej rozstaw osi to 2,68 metra. Producent postanowił, że auto będzie dostępne wyłącznie w wersji o mocy 204 KM i 283 Nm, a do wyboru będą dwie pojemności akumulatora – 58,3 kWh oraz 81,4 kWh. Zasięg? Przekracza 600 km.
A teraz obok stawiamy nową Toyotę. Jest mniejsza, bo ma 4,28 metra długości. Jedyny plus to rozstaw osi, który jest o 2 centymetry większy. Może to da trochę więcej przestrzeni w środku, ale pod względem mocy Toyota już wyraźnie odstaje. Będzie dostępna w trzech wersjach: 144 KM, 174 KM i 184 KM. Ale to nie wszystko – minimalna pojemność akumulatora to tylko 49 kWh, a największa to 61 kWh. Toyota przegrywa z Kią na całej linii, bo wersja z większym akumulatorem raczej nie przejedzie więcej niż 420 km. I wcale mnie nie dziwi, że Toyota nie ujawnia danych o zasięgu. Po prostu nie mają się czym chwalić.
Dziwi mnie też, że Toyota nie użyła tu nazwy bZ, jak w przypadku bZ4X. Nazwali go po prostu Urban Cruiser, ale zagadka jest prosta – tak nazywa się już inny SUV tej marki w Indiach, a ten elektryk będzie produkowany w indyjskiej fabryce Suzuki.
Co jeszcze oferuje nowa Toyota?
Wnętrze to niestety nie jest mój ulubiony widok – pełno czarnego plastiku, który szybko się brudzi i łatwo rysuje. Ale chwała im, że zachowali tradycyjne przyciski, które w nowych elektrykach są rzadkością. Spodziewam się wysokiego poziomu ergonomii. Z technologii Toyota oferuje cyfrową tablicę przyrządów z ekranem 10,25 cala, a system multimedialny to kolejny ekran o przekątnej 10,1 cala. Oczywiście wszystko kompatybilne z Android Auto i Apple CarPlay. Pojazd ma także pełen zestaw asystentów bezpieczeństwa i wspomagających kierowcę, w tym kamerę 360 stopni.
Stylistyka nadwozia to już kwestia gustu. Bliźniakiem tego modelu jest Suzuki EVX, który szczerze mówiąc, podoba mi się o wiele bardziej. Fajnie, że producent postawił na plastikowe ochraniacze, jak w Citroenie Cactusie – to nie tylko praktyczne, ale i dodaje pojazdowi muskularności.
A może jednak się obroni?
Jak to zwykle bywa, najważniejsza będzie cena. Liczę na to, że Toyota uzasadni słabszą baterię i mniejszą moc niższą ceną. Kia EV3 kosztuje minimum 166 900 zł z mniejszym akumulatorem. Wypasiona Toyota powinna kosztować właśnie tyle. A cena podstawy? Nie powinna przekroczyć 140 tys. zł. Taki ruch miałby sens, bo mogłaby stać się wtedy sensowną alternatywą dla Skody Elroq. Czeski model z akumulatorem 55 kWh kosztuje 149 900 zł.