W Polsce utarło się, że samochody elektryczne są niebezpieczne. Wynika to oczywiście z faktu, że dochodziło do wielu pożarów związanych z modelami bezemisyjnymi. Producenci na całym świecie robią wszystko, by klienci przestali bać się przesiadki do elektryka. Jeden z nich będzie wykorzystywał podwozie wykonane z materiałów, z których buduje się… łodzie podwodne oraz samoloty. Po co? Żeby maksymalnie zwiększyć bezpieczeństwo podczas wypadków.
Podwozie „Bedrock” to rewolucja
Elektryki starszego typu rzeczywiście potrafią zapalić się po wypadku. Tego nigdy nie ukrywano. Jednak trzeba oddać inżynierom firm na całym świecie, że intensywnie pracują, by to zmienić. Jednym z głównych celów jest opracowanie całkowicie niepalnych akumulatorów.
Inni, jak firma CATL, poszli o krok dalej. Chińczycy opracowali platformę do aut elektrycznych, która wytrzymuje czołowe uderzenia do prędkości 120 km/h bez najmniejszego ryzyka pożaru. Podwozie, nazwane Bedrock, wykonano z materiałów używanych do budowy łodzi podwodnych i samolotów. Chodzi o wyjątkowo mocną stal i aluminium. Co to daje? Znacznie wyższą wytrzymałość podczas wypadku. Według danych, taka platforma pochłania aż 85% energii uderzenia. Standardowa platforma spalinówki może pochłonąć tylko około 60%. To ogromna różnica, która przekłada się na znacznie mniejsze obrażenia pasażerów.
Co najważniejsze, ta technologia oferuje również inną funkcję. W razie wypadku system odłącza akumulator w zaledwie 0,01 sekundy i rozładowuje go po 0,02 sekundach. To właśnie ta funkcja minimalizuje ryzyko pożaru praktycznie do zera.
Istnieją już elektryki, który stosują tę platformę
Konstrukcja platformy jest elastyczna i, jak zapowiada CATL, może być stosowana w różnych typach samochodów. Sam proces projektowania auta zostanie dzięki niej skrócony nawet o 2 lata, do zaledwie 12 miesięcy. Jednymi z pierwszych aut, w których ta platforma zostanie zastosowana, są modele Avatr.
Jeśli jeszcze nie wiesz, co to za auta, odsyłam do mojego wcześniejszego wpisu. Avatr to m.in. bardzo ładny elektryczny SUV, który generuje 310 KM i kosztuje na chińskim rynku 111 000 złotych. W ofercie znajduje się również elegancka limuzyna, której cena zaczyna się od 151 000 złotych. Oba modele wyposażone są w zaawansowane technologie, takie jak cyfrowe lusterko wsteczne, ekran Halo Display (przekazujący informacje innym kierowcom) oraz funkcje częściowej automatyzacji jazdy.
To, co jest pewne, to że Avatr czeka na dobry moment, by wejść na rynek europejski. Miało to się stać w 2024 roku, ale przeszkodziły w tym cła na chińskie elektryki. Debiut to jednak tylko kwestia czasu.
Innymi modelami, które najprawdopodobniej otrzymają tę platformę, są samochody marki Changan. A ta firma też rozgląda się w Europie.