Doskonale pamiętam moment, gdy odebrałem Forda Bronco w wersji Badlands do testów. Średnie zużycie paliwa tego terenowego potwora nie chciało spaść poniżej 10 litrów na 100 kilometrów, niezależnie od tego, co robiłem. Teraz miałem okazję pojeździć tańszą wersją (o 21 tysięcy złotych mniej) z tym samym silnikiem 2.7 V6 o mocy 335 KM. I co? Jestem w szoku, jak ogromna jest różnica w spalaniu.
Amerykańskie Bronco 2.7 V6 jednak nie musi dużo palić
„Dycha na setkę” to już spory wynik, tym bardziej że wymaga naprawdę dużego wysiłku, by go osiągnąć. Bronco Badlands zazwyczaj spala od 13 do 15 litrów paliwa, a w niekorzystnych warunkach, na przykład przy silnym wietrze, nawet 18 litrów. Dlatego jazda tym modelem nie należy do tanich, a zasięg wynosi średnio zaledwie 350 kilometrów na pełnym baku.
Nie każdy będzie w stanie zaakceptować tak wysokie spalanie, nawet jeśli mówimy o osobach planujących zainwestować ponad 300 tysięcy złotych w prawdziwą terenówkę. Choć ta kwota wydaje się znacząca, w tym segmencie trudno znaleźć tańsze oferty o podobnej jakości. Na przykład Land Cruiser kosztuje minimum 373 900 złotych i jest praktycznie niedostępny. Natomiast Mercedes Klasy G to wydatek rzędu przynajmniej 664 100 złotych.
Dlatego nie dziwi mnie, że klienci inwestujący około 350 tysięcy złotych w terenówkę z prawdziwego zdarzenia oczekują również rozsądnych kosztów eksploatacji. Okazuje się, że wybór odpowiedniej wersji może znacząco pomóc w oszczędnościach.
Opony typu A/T (All-Terrain) znacznie zwiększają zużycie paliwa
Warianty Outer Banks i Badlands różnią się kilkoma istotnymi elementami, w tym oponami. Model Badlands wyposażony jest w 17-calowe obręcze owinięte w opony A/T, które przypominają „traktorowe” rozwiązania. To idealny wybór do ekstremalnych warunków terenowych, gdzie liczy się maksymalna przyczepność. Jednak ich konstrukcja, zapewniająca lepsze właściwości off-roadowe, powoduje znacznie większy opór toczenia.
Z kolei Outer Banks to niemalże równie doskonałe auto terenowe z prześwitem niższym tylko o 24 milimetry, które wyróżnia się większą wszechstronnością. Oferuje komfort jazdy zarówno w trudnym terenie, jak i na autostradach, gdzie podróżuje się zaskakująco wygodnie i cicho. Dlaczego tak się dzieje?
Tesla Cybertruck kończy opony szybciej niż stare BMW M5. I to ma być ekologia?
Sekret tkwi w oponach. Choć są to również opony typu A/T, są inaczej skonstruowane – mniej agresywnie. Mówimy o 18-calowych obręczach, które zapewniają znacznie lepszy komfort podróżowania. Różnica w odczuciach jest naprawdę kolosalna. Jednocześnie opony te wciąż mają typowy „balonowy” kształt, dzięki czemu z łatwością radzą sobie z wyższymi krawężnikami i kamieniami na nieutwardzonych drogach. Nie wspominając o błotnistych nawierzchniach.
Różnica w spalaniu? Ogromna
Przed odbiorem Outer Banksa nastawiałem budżet na spalanie na poziomie 10 litrów na 100 kilometrów. Okazało się jednak, że jadąc spokojnie, można osiągnąć nawet 6,9 litra na 100 km. To różnica aż 3 litrów w porównaniu do Badlandsa, co oznacza, że przejechanie 100 kilometrów kosztuje średnio o 20 złotych mniej. W przypadku podróżowania w proporcjach pół na pół (teren/utwardzone drogi) nie zastanawiałbym się nawet nad wyborem, ponieważ Outer Banks doskonale radzi sobie w terenie.
Do czego zmierzam? Po raz kolejny okazuje się, że nie zawsze droższa wersja jest najlepszym wyborem. Badlands kosztuje 360 300 złotych, podczas gdy Outer Banks to wydatek 339 300 złotych. Różnica jest niewielka, co sprawia, że wielu klientów rozważa dopłatę. Jednak jeśli nie jesteś zapalonym off-roaderem poruszającym się głównie w ekstremalnych warunkach, dopłata do Badlandsa nie tylko wiąże się z wyższym kosztem zakupu, ale także z wyraźnie wyższymi kosztami użytkowania.
Na przykład przejazd trasą z Warszawy do Zakopanego i z powrotem będzie już na wstępie o około 200 złotych droższy. I to zakładając jazdę z niskimi prędkościami; im wyższa prędkość, tym oszczędności przemawiają na korzyść Outer Banksa.
Ford Bronco teraz znacznie tańszy. Cena niższa o 45 000 złotych