Lubię jazdę „elektrykami”, ale zwątpiłem w elektromobilność po ostatniej przygodzie z ładowaniem

Uwielbiam jazdę samochodami elektrycznymi. Różnymi modelami objechałem już pół Europy, zahaczając m.in. o Szwajcarię. Udowodniłem nawet, że da się pokonać ponad 1200 km w 13 godzin (nie bez problemów). Choć jestem pozytywnie nastawiony do elektryfikacji, czasem spotykają mnie przykre „lekcje”. Tym razem winny nie był ani samochód, ani stacja ładowania, lecz inny użytkownik auta elektrycznego – ze swoim egoistycznym podejściem.

Jest zimno, ale do Warszawy trzeba dojechać

Ponieważ często testuję różne auta, regularnie odwiedzam Warszawę, a wiele z tych samochodów to elektryki. Nie mam z nimi żadnego problemu i uważam, że to świetne auta, choć nie są dla każdego. Tym razem optymistycznie wyruszyłem Volvo EX30 w stronę stolicy. Z niemal pustą baterią dotarłem do ładowarki sieci GreenWay przy trasie 7 w Dalanówku pod Płońskiem. Na miejscu, oficjalnie „przez budowę drogi S7”, stacja miała tylko jedno działające złącze (choć dwa auta spokojnie się mieszczą). Dojeżdżając, sprawdziłem aplikację – ładowarka była wolna, więc nie powinno być problemu… a jednak. Gdy dotarłem, przy stacji ładował się już Mercedes EQS SUV. Musiał podjechać kilkadziesiąt sekund wcześniej.

Przy tak szybkim ładowaniu, elektryfikacja nabiera sensu. W dodatku będzie już tylko lepiej

Szybko zdałem sobie sprawę, że czeka mnie długie oczekiwanie – EQS może mieć baterię o pojemności nawet 120 kWh, co wymaga sporo czasu, by naładować się do 80%, zwłaszcza zimą. Początkowo ładowanie przebiegało całkiem sprawnie, osiągając moc 120 kW, ale szybko spadło do 70-80 kW, a potem jeszcze niżej. Po 40 minutach (które jeszcze znosiłem bez większego zniechęcenia) Mercedes miał już 80% na liczniku, więc liczyłem, że zaraz zwolni stację. Kierowca elektryka powinien wiedzieć, że ładowanie do pełna zajmuje nawet dwa razy więcej czasu. Niestety, myliłem się. Kierowca czarnego SUV-a postanowił naładować baterię do 100%, co skutkowało dla mnie przymusowym postojem 1,5h na samo oczekiwanie + 30 minut na ładowanie. Kompletnie nie rozumiem takiego egoizmu. Za mną utworzyła się kolejka pięciu samochodów – Tesle, BMW i5… istne zamieszanie. Wszyscy z nich zrezygnowali z ładowania, widząc, że jestem następny w kolejce.

Ładowanie samochodu elektrycznego, fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo
1% w 6 minut. Dobry czas, co? Fot. Sebastian Rydzewski, motofilm.pl / TVN Turbo

I tak stałem tam, w zimnie, tracąc resztki energii na ogrzewanie. Mógłbym jechać do innej stacji? Owszem, ale dotarłem do tej ładowarki na rezerwie 4%. Przez niską temperaturę zasięg malał w oczach, więc istniało ryzyko, że nie dojadę.

Teraz rozumiem władze Seulu

W Seulu na publicznych ładowarkach można ładować elektryka maksymalnie do 80%, co ma praktyczne uzasadnienie zarówno pod względem ekonomicznym (opłata za minutę), jak i czasowym. Przekroczenie tej wartości nie ma za to żadnego uzasadnienia — nawet Mercedes po osiągnięciu 80% pobierał już tylko 10-15 kW, czyli 10-13 razy wolniej niż przy poziomie naładowania 60-70%.

Gdyby ładowarka, przy której czekałem, działała podobnie, wtyczka automatycznie odblokowałaby się przy 80%. Taką funkcję można też ustawić z poziomu samochodu. Dzięki temu inny kierowca, taki jak ja, mógłby szybko uzupełnić energię. W czasie, gdy Mercedes ładował się od 80% do 100%, zdążyłbym naładować się od 1% do 80%.

Rozważają zamykanie fabryk, a jednocześnie stworzyli najlepszego elektryka na długie trasy. Co za paradoks

W elektromobilności współpraca między kierowcami jest kluczowa, aby system działał sprawnie. Zajmowanie jedynej szybkiej ładowarki w okolicy na półtorej godziny jest niepraktyczne i mało koleżeńskie. Unikajcie ładowania do 100%, ponieważ jest to drogie, czasochłonne i utrudnia dostęp innym. Szczególnie zimą, gdy zasięgi spadają jak szalone, ładowanie do 80% jest najbardziej optymalne.

Tak oto straciłem półtorej godziny, czekając, aż niemiecki SUV przyjmie prąd w żółwim tempie. I faktycznie, w tej sytuacji poczułem, jak ta wolność podróżowania znika.

Poniżej przedstawiam inną sytuację z Polski, która ilustruje podobny problem. Niestety, w tym przypadku doszło do sprzeczki słownej, co pokazuje, że niektórzy kierowcy samochodów elektrycznych wciąż nie wykazują odpowiedniej kultury i empatii wobec innych uczestników ruchu. Takie zachowania mogą prowadzić do niepotrzebnych frustracji i utrudnień, które wpływają negatywnie na doświadczenia wszystkich kierowców.