W mediach coraz częściej pojawiają się doniesienia o planowanych znaczących podwyżkach cen samochodów w nadchodzącym roku. Niektóre marki przewidują wzrosty nawet o 20%. Przyczyną tego trendu są nowe regulacje Unii Europejskiej, które zaostrzą normy dotyczące emisji CO2, co wiąże się z nałożeniem kar na producentów. Oczekuje się, że te dodatkowe koszty zostaną przeniesione na konsumentów. Jednakże, czy rzeczywiście jest to nieuniknione? Coraz częściej mam wrażenie, że te przewidywania mogą być jedynie spekulacją mającą na celu zwiększenie sprzedaży samochodów w czwartym kwartale roku. To ostatnie trzy miesiące, które są kluczowe dla realizacji celów sprzedażowych importerów.
W 2025 roku wszyscy producenci, którzy przekroczą limit emisji CO2 wynoszący 94 g/km (obecnie 118 g/km), będą musieli uiścić karę w wysokości 95 euro za każdy przekroczony gram. Na przykład, jeśli samochód emituje 140 g/km CO2, taki jak Mazda CX-60 3,3 Diesel, producent będzie zobowiązany do dopłaty w wysokości 4370 euro, co w przeliczeniu na złotówki daje niecałe 19 tys. zł.
Warto zauważyć, że podany przykład dotyczy dużego rodzinnego pojazdu z potężnym 3,3-litrowym silnikiem wysokoprężnym, który naturalnie emituje więcej CO2 i w podstawie kosztuje około 250 tys. złotych. A jak to ma się do rzeczywistości?
Ceny Citroena, Renault i Volkswagena spadają…
Nie wszystkie pojazdy będą drożeć. W rzeczywistości wiele z nich musi obniżyć ceny, aby skutecznie konkurować na europejskim rynku. Przykładem może być Citroen C4, który przeszedł znaczący lifting, wprowadzający liczne ulepszenia. Najtańsza wersja tego modelu przed liftingiem kosztowała 110 tys. zł, a po modernizacji cena… spadła poniżej 100 tys. zł.

Odświeżona wersja „You” z 100-konnym miękkim napędem hybrydowym oraz automatyczną skrzynią biegów kosztuje dokładnie 99 900 zł. Poprzedni model z 1,2-litrowym silnikiem Pure Tech o tej samej mocy i nawet bez elektrycznych wspomagaczy, kosztował 110 500 zł. To oznacza oszczędność wynoszącą blisko 11 tys. zł, mimo że hybryda emituje 108 g/km CO2. A to przecież wiąże się z karą w wysokości 1330 euro, czyli ponad 5700 zł. Poniżej zamieszczam dwa zrzuty ekranu z ofertami Citroena.


Innym przykładem jest Renault Captur, który przeszło całkowitą modernizację przodu i zyskało nowe technologie Google. Cena pozostała na poziomie poprzednika. Volkswagen natomiast obniżył cenę T-Crossa do 88 tys. zł w sierpniu, mimo że jeszcze w lutym wynosiła ona 99 tys. zł.
Teraz nas, klientów, straszy się wzrostem cen. Ceny droższych samochodów z dużymi silnikami mogą faktycznie okazać się nieco wyższe. O ile producenci nie wezmą jednak tych podwyżek na siebie. Jednak w dobie ekspansji chińskich samochodów na rynek europejski, europejskie marki nie mogą sobie pozwolić na podnoszenie cen. Sprzedaż, nie tylko elektryków, już teraz wygląda słabo, a niektórzy producenci muszą nawet wstrzymywać linie produkcyjne. Daleko nie trzeba szukać – Fiat kilka dni temu zatrzymał produkcję spalinowej Pandy z powodu bardzo niskiego popytu. A jeśli chodzi o wzrost cen w przyszłym roku, to wydaje się mało prawdopodobny. Prędzej wróci poziom sprzed znaczących obniżek.
Takiego rabatu na SUV-a Cupry jeszcze nigdy nie było. Nawet przed inflacją było drożej