Smutno mi, że ten piękny Abarth 600e nie znajdzie wielu nabywców. Niestety, jestem o tym przekonany. Nawet mniejszy i tańszy Abarth 500e spotkał się z minimalnym zainteresowaniem, a „sześćsetka” powtarza te same błędy. Wygląda na to, że Stellantis liczy na cud — i mają prawo, bo takie też przecież się zdarzają. Od razu podkreślam, że bardzo chciałbym się mylić.
Duża moc w elektryku już nie robi na nikim wrażenia
Abarth 600e oferuje solidną moc: 237 KM w podstawowej wersji i aż 280 KM w odmianie Scorpionissima. To zdecydowanie wystarczy, by cieszyć się przyspieszeniem w elektryku. Aktualnie jeżdżę Volvo EX30 o zbliżonej mocy i absolutnie nie czuję niedosytu. Choć mocniejszy Abarth osiąga „setkę” w 5,85 sekundy, dla marki o sportowych korzeniach to nie jest kluczowe. W tym wszystkim zapomniano o oddanych fanach, którzy jasno zadeklarowali, że dźwięk emitowany z głośników to dla nich za mało. Oto wybrane komentarze kilku z nich:
„To nie jest to, czym powinien być Abarth… Tak, jest szybki, ale Carlo Abarth kochał silniki spalinowe.”
„To po prostu kolejny elektryczny SUV, nic specjalnego”
„To nie jest Abarth, którego bym kupił. Przepraszam. Samochód elektryczny nie wchodzi w grę.”
I tak dalej, i tak dalej. Wiem, jak silny jest obecnie hejt na samochody elektryczne, ale argumenty dyskwalifikujące auto tylko dlatego, że jest elektryczne, są po prostu bezsensowne. Elektryki też potrafią być dobre. Kluczową rolę odgrywa tu najważniejszy element każdego elektryka – akumulator.
Dlaczego Abarth 500e się nie sprzedaje? Przejechałem nim 1000 km, żeby to zrozumieć
Pojemność akumulatora w Abarthcie 600e jest po prostu nie do przyjęcia. Bateria 54 kWh brutto w tak mocnym aucie to, delikatnie mówiąc, nieporozumienie. Według bardzo optymistycznych danych WLTP zasięg wynosi zaledwie 321 km na jednym ładowaniu, co w rzeczywistości oznacza ok. 250 km, a zimą nawet mniej niż 200 km. Nawet jeśli założyć, że jest to samochód wyłącznie do miasta, na rynku istnieją po prostu lepsze oferty na elektryki. Wystarczy przywołać przykład Volkswagena ID.3 GTX, większego o zaledwie 9 cm i kosztującego 229 790 zł. Ma prawie dwukrotnie większy zasięg – 604 km, co znacząco zmienia sytuację, bo nie wymaga zatrzymywania się przy każdej napotkanej ładowarce. Cena również nie przemówi na korzyść Abartha 600e – ma wynosić ok. 200 tys. zł. Dla porównania, mniejszy model 500e kosztuje minimum 188 900 zł. Efekt? W ciągu dwóch miesięcy od rozpoczęcia sprzedaży we Włoszech znalazło się jedynie 14 nabywców.

Liczę na inny cud
Zaskakuje mnie, że Abarth nie zaoferował wersji spalinowej. Prace nad takim wariantem dla „pięćsetki” podobno trwają, więc spodziewałem się, że w przypadku „sześćsetki” – która została od początku zaprojektowana z myślą o silniku spalinowym – to będzie formalność. Nawet Porsche zdecydowało się nie rezygnować z silników spalinowych, co wydaje się rozsądne, biorąc pod uwagę obecny sceptycyzm klientów wobec elektryków i malejący popyt. Być może jednak o czymś nie wiemy i już wkrótce takie auto trafi do oferty.
Na szczęście zwykły Fiat 600 jest oferowany z wersją hybrydową, której cena zaczyna się od 108 tys. zł, czyli niemal dwukrotnie mniej. Jeśli zależy Ci na tym modelu, to zdecydowanie będzie to lepszy wybór. Co więcej, elektryczne 600e też będzie rozsądniejsze, gdyż przy niższej mocy pozwala na przejechanie do 408 km według WLTP. To już chociaż jakoś brzmi (nie z głośników).
Na zakończenie przytoczę ciekawą statystykę, pokazującą, jak bardzo spadła sprzedaż elektryków grupy Stellantis w Niemczech, porównując pierwsze dziewięć miesięcy 2023 i 2024 roku. W 2023 roku grupa sprzedała tam 52 400 pojazdów elektrycznych, podczas gdy w 2024 roku liczba ta spadła do zaledwie 17 857. To naprawdę dramatyczny spadek.