Tradycyjnym markom pozostaje nadzieja. Są skazane na porażkę w starciu z Chinami

Jeśli wciąż masz wątpliwości, że chińskie samochody elektryczne mogą całkowicie zrewolucjonizować rynek, być może przekonają Cię słowa prezesa Forda. Po wizycie w Chinach przyznał, że jest głęboko zaniepokojony tym, co zobaczył. „Stajemy w obliczu egzystencjalnego zagrożenia.” Chińczycy masowo wybierają modele elektryczne, które stanowią ponad 50% tamtejszego rynku. Dodatkowo, aż 79% światowej produkcji akumulatorów do samochodów pochodzi z Chin.

Chiny są o wiele lat do przodu w dziedzinie aut elektrycznych

Nowe przepisy dotyczące emisji CO2 stawiają europejskie koncerny samochodowe w trudnej sytuacji. Wiele z nich będzie zmuszone przerwać produkcję już od stycznia, jeśli regulacje te nie zostaną złagodzone lub odroczone o co najmniej dwa lata. Z kolei chińskie marki nie tylko nie obawiają się ogromnych cła, ale świetnie radzą sobie w segmencie aut elektrycznych, co stawia je w zdecydowanie korzystniejszej pozycji.

Nowe MG HS ma tak dobrą cenę, że nawet przeciwnicy chińskich aut zaczną go rozważać

Podczas wizyty w Chinach prezes Forda był zszokowany wydajnością tamtejszych samochodów elektrycznych. Nie dość, że oferują zasięgi od 400 do 500 km, to kosztują często mniej niż 15 tysięcy euro. Dla naszych czytelników nie jest to nowość – wielokrotnie informowaliśmy o takich pojazdach. Chiny są o wiele lat do przodu w dziedzinie elektromobilności.

Tradycyjne marki stają w obliczu bezprecedensowego wyzwania. Nie dlatego, że europejskie auta elektryczne są gorsze, lecz z powodu ograniczeń cenowych. Producenci nie mogą pozwolić sobie na sprzedaż poniżej pewnych pułapów. A już teraz wielu z nich traci ogromne sumy na każdym sprzedanym samochodzie elektrycznym. Przykładem jest Ford, który na modelu Mustang Mach-E GT notuje straty rzędu pół miliona złotych na sztuce. W perspektywie najbliższych dwóch lat, jeśli Unia Europejska nie zdecyduje się na opóźnienie wprowadzenia nowych przepisów dotyczących CO2, tradycyjne marki mogą znaleźć się w krytycznym położeniu. Istnieje realne ryzyko, że wiele z nich, w tym giganty takie jak Volkswagen czy grupa Stellantis, może ogłosić bankructwo.

Będziesz jeździł chińskim elektrykiem. Nawet nie zauważysz, kiedy przesiądziesz się z hybrydowej Toyoty

Volkswagen już otwarcie przyznaje, że jeśli nie poprawi swojej sytuacji finansowej w ciągu dwóch lat, czekają go poważne problemy, co może doprowadzić do zamknięcia fabryk i masowych zwolnień. Dziesiątki tysięcy ludzi mogą stracić pracę, co pokazuje skalę wyzwań, przed którymi stoi europejski przemysł motoryzacyjny.

Ford analizuje samochody elektryczne z Chin

Ford rzeczywiście odczuwa presję i poważnie obawia się nadchodzących zmian na rynku motoryzacyjnym. Z tego powodu firma sprowadziła kilka chińskich samochodów elektrycznych do swoich warsztatów, aby je rozebrać i poddać szczegółowej analizie. Mimo tych obaw, Ford nie zamierza się poddawać. Niedawno wprowadził na rynek elektrycznego Explorera, którym miałem okazję przejechać blisko 1200 km w rekordowym czasie 13 godzin i 6 minut. Na horyzoncie pojawia się również elektryczna wersja Fiesty, której premiera zaplanowana jest na 2026 rok.

Europejscy producenci nie pozostają bierni wobec tych wyzwań i starają się współpracować. Przykładem jest współpraca Forda z Volkswagenem – niemiecki koncern dostarcza napęd elektryczny do Explorera, a ta sama technologia ma trafić również do nadchodzącego modelu Capri. Wspólne działania mają pomóc firmom w utrzymaniu konkurencyjności w dynamicznie rozwijającym się segmencie pojazdów elektrycznych.

Niewiele można już zrobić

Niestety, jest już za późno, aby odwrócić tę sytuację. Chiny praktycznie przejęły kontrolę nad każdym etapem łańcucha dostaw i produkcji kluczowych komponentów do samochodów elektrycznych. Od surowców po baterie – dominują na rynku w sposób, który jest trudny do powstrzymania.

Chińczycy zrzucili swój samochód z 32 metrów żeby udowodnić niedowiarkom, jak są bezpieczne

Podniesienie ceł do maksimum? To również nie rozwiąże problemu. Wiodące chińskie marki, takie jak BYD, nawet przy 100-procentowym cle wciąż będą osiągać większe zyski w Europie niż na własnym rynku. Nie ma więc szans, że zrezygnują z ekspansji na Stary Kontynent.

Trzymamy kciuki za europejskie marki, choć – między nami mówiąc – ich przetrwanie będzie niezwykle trudne. Miałem okazję testować kilka chińskich modeli i muszę przyznać, że to zaskakująco dobre pojazdy elektryczne. Nio jest tego doskonałym przykładem – oferuje nawet wymienne baterie, co stawia go na czele innowacji w branży elektromobilności.

Stajemy więc przed wyzwaniem, jakiego europejski przemysł motoryzacyjny nie widział od dekad, a Chiny mają wszelkie narzędzia, by zdominować ten rynek na długie lata.