Powiedzenie „czas to pieniądz” wyryte w sercu? Niecierpliwość? A może kompletny egoizm i brak poszanowania dla przepisów ruchu drogowego? W tym przypadku zdecydowanie przeważa ostatnia opcja.

Kierowca białego Lamborghini Huracan na załączonym materiale filmowym kompletnie zignorował wszystkich uczestników ruchu drogowego podczas ostatniej przejażdżki po mieście. Najpierw zatrzymał się na zatoczce autobusowej w centrum, a gdy znudziła mu się okolica, postanowił o błyskawicznej zmianie otoczenia. Czerwone światło przed ruchliwym skrzyżowaniem, po którym poruszają się nawet pojazdy szynowe, potraktował jak sugestie, a nie obowiązek. Po prostu wcisnął gaz do dechy i przejechał jak po swoim podwórku.
Do prawdziwej tragedii brakowało naprawdę niewiele. Dziwi nas również brak poszanowania dla wartego przynajmniej 1,1 miliona złotych Huracana. Ewentualna naprawa włoskiego supersamochodu byłaby bardzo kosztowna w przypadku wypadku lub nawet stłuczki.
> Powódź? Kierowca tego Lamborghini poszedł przez wodę jak dzik w żołędzie (wideo)
Lamborghini Huracan jest produkowane od 2014 roku i dysponuje potężnym motorem V10 o pojemności 5.2 l i mocy od 580 koni mechanicznych. Przyspieszenie do pierwszej setki trwa tylko 3,2 sekundy.