Czy jeśli w twoim garażu stałoby Ferrari LaFerrari, miałbyś na tyle odwagi i zaufania, aby dać się przejechać włoskim demonem prędkości swojemu kumplowi po torze Nurburgring Nordschleife, nazywanym „zielonym piekłem”?
Mówimy o samochodzie, którego łączna moc wynosi 963 koni mechanicznych i rywalizuje z takimi modelami jak Pagani Huayra, Koenigsegg Agera czy McLaren P1. Co więcej, powstało tylko 499 egzemplarzy LaFerrari, z czego pierwszy nawet nie jeździ po drogach, a stoi we włoskim muzeum marki. Mówimy też o aucie, które w momencie premiery kosztowało przeszło 1,3 miliona euro (prawie 6 milionów złotych), a dzisiaj jeśli ktoś zdecyduje się na sprzedaż tak rzadkiego auta, z pewnością będzie wołał zdecydowanie większe pieniądze.
Powyższe fakty kompletnie nie przeszkadzały jednemu z właścicieli czerwonego egzemplarza LaFerrari umożliwienie kumplowi ostrej przejażdżki po wymagającym torze. Nie tylko zgodził się na przejęcie sterów hypercara, ale też namawiał do szybszej jazdy i w podbramkowej sytuacji (chwilowa utrata kontroli nad samochodem) zdawał się być nie przejętym możliwym lądowaniem na metalowych barierach zabezpieczających nitkę toru.