Warunki na alpejskich stokach pod koniec marca mogą być różne. W wyższych partiach gór można liczyć na dobry śnieg maksymalnie do godziny 14:00 – później pod nartami czujemy coś przypominającego bardziej plażę niż stok narciarski. No, chyba, że pada deszcz, co nam na szczęście się nie przytrafiło. Warunki były idealne, słońce świeciło. Pytanie tylko, w jakim stanie były nasze ciała po przejechaniu prawie 2000 km na pokładzie Renault Trafic?
Maraton
W dłuższej wersji Trafica przy 9-miejscowej konfiguracji foteli zostaje wprawdzie sporo bagażnika, ale nie na tyle, żeby zapakować tam narty. Na szczęście fotele umiejscowione są na tyle wysoko, że pod nimi zmieści się cała masa bagażu. Wystarczy zabezpieczyć go przed przemieszczaniem się i gotowe. Po siedem par nart, butów, kijków, a do tego kaski, gogle i wielkie torby zmieściły się bez problemu. Byliśmy gotowi do maratonu, a 80-litrowy bak paliwa Trafica był pełny.
Moim zdaniem, na komfort podróżowania autostradą największy wpływ mają trzy cechy samochodu. Wygodny fotel, dobra pozycja za kierownicą i skuteczne wyciszenie kabiny. Rozłóżmy więc na czynniki pierwsze te właśnie elementy wycieczkowego Renault.
Podróż w klasie biznes
Fotel kierowcy nie powala komfortem przy pierwszym kontakcie. Ot, jest i niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jednak po przejechaniu mniej więcej pięciuset kilometrów zacząłem zastanawiać się, dlaczego nic mnie jeszcze nie boli. Ano dlatego, że fotel świetnie rozkłada ciężar ciała, dzięki czemu żaden mięsień nie jest bardziej obciążony od innych. Podłokietnik okazał się odpowiednio usytuowany i miękki, za to na minus należy zaliczyć długość siedziska – jest zbyt krótkie.
Pozostałe fotele nie dorównują opisywanemu powyżej – co prawda w testowanej konfiguracji każdy z pasażerów ma własny podłokietnik, ale ma mniej miejsca na szerokość niż kapitan statku oraz znacznie mniej miękkiej pianki pod tkaniną. W najgorszej pozycji są pasażerowie w pierwszym rzędzie, ponieważ muszą dzielić 1,5-osobowy fotel – na jakąkolwiek przestrzeń nie ma co liczyć. Dwa pozostałe rzędy oferują już przyzwoitą pozycję i indywidualne fotele, ale pasażerowie znacznie szybciej ode mnie narzekali na konieczność postoju.
Jak najdalej za jak najmniej
Spalanie 6,5 l/100 km brzmi fajnie, ale nie uśmiechało mi się toczyć z prędkością 100 km/h przez pół Europy. Przy 150 km/h – jak się okazało – też nie, ponieważ prostopadłościan ze znaczkiem Renault tworzy dużo szumu podczas przepychania mas powietrza. Kompromisem okazała się prędkość 130 km/h, kiedy średnie spalanie oscylowało pomiędzy 7 a 8 litrów (ponad 1000 km na baku), a umiarkowany szum w kabinie pozwalał na swobodne rozmowy i słuchanie muzyki. A skoro jesteśmy już przy muzyce – nigdy nie zrozumiem pomysłu Renault na pilota za kierownicą do obsługi multimediów. Łatwiej było mi sięgać do konsoli centralnej…
Jadąc tak daleko zwracamy uwagę na najdrobniejsze nawet detale. Jednym z nich jest wyprofilowanie koła kierownicy – zupełnie nie odwzorowujące kształtu ludzkich dłoni. Dodatkowo, szwy są umieszczone w takim miejscu i są tak skonstruowane, że poobcierałem sobie kciuki. Niby szczegół, ale gdybym miał jeździć tym autem na co dzień, poziom mojej irytacji znacznie by się zwiększył.
Najtrudniejszy etap
Gdy skończyły się autostrady, a zaczęły góry, Trafic wjechał do bardzo niesprzyjającego wysokim, ciężkim i przednionapędowym samochodom środowiska. Dzięki komfortowemu zawieszeniu i fotelom, byliśmy w dobrej kondycji fizycznej. Ale czy nasza psychika i żołądki zniosą próbę ostrych nawrotów w Alpach? Sprawdźmy to…