To nie pierwszy Seat Leon, który gości na naszym blogu i zapewne nie ostatni. Co więcej, jakiś czas temu opisywaliśmy Wam egzemplarz z dokładnie takim samym silnikiem pod maską. Tym razem jednak pojechaliśmy nim nieco dalej niż zazwyczaj i w trochę większym gronie.
Jako że Majówka to czas wyjazdów z rodziną lub znajomymi, ja również postanowiłem aktywnie spędzić ten czas. W redakcji miał się pojawić Seat Alhambra 2,0 TDI i akurat w tym terminie odbywał się w Austrii największy na świecie zlot miłośników tuningowanych aut z grupy VAG – 34. GTI Treffen am Wörthersee. Zebrałem więc czworo znajomych i po krótkim czasie ustaliliśmy wszelkie szczegóły dotyczące wyjazdu. Jak wspomniałem, w nasze ręce miał wówczas trafić Seat Alhambra. Słowo ‚miał’ jest tutaj kluczowe. Niestety, dosłownie na jeden dzień przed wyjazdem okazało się, że z jakiegoś powodu nie możemy nim jechać. W ramach zastępstwa zaproponowano nam mniejszego kuzyna Alhambry: Leona 1,4 TSI. Po szybkiej kalkulacji – 5 osób plus bagaże na trasie wynoszącej ponad 2500 kilometrów – moja mina nie była zbyt wesoła. Mimo wszystko podjęliśmy rękawicę, wszak samochód zarejestrowany jest jako pięcioosobowy, więc trafiła się niepowtarzalna okazja, aby się przekonać, czy aby na pewno tak jest. Przecież naście lat temu polskie rodziny zaprzęgały na wojaże po południowych wybrzeżach Chorwacji Fiaty 126p. Czemu więc my nie mielibyśmy dać rady?
Już podczas pakowania bagaży (a dodam, że jechały z nami dwie przedstawicielki płci pięknej) zauważyliśmy, że jest, delikatnie mówiąc, ciasno. Pojemność bagażnika Leona wynosi 380 litrów (po złożeniu tylnej kanapy wzrasta do 1210 l, jednak o żadnym składaniu kanapy nie było oczywiście mowy). Ostatecznie jakoś się udało wszystko upchnąć i mogliśmy ruszyć w trasę. Kolejne obawy dotyczyły silnika. Pierwotnie zaplanowana Alhambra napędzana była 177-konną jednostką 2,0 TDI. Wysoki moment obrotowy, którym charakteryzują się Diesle, dodatkowo sprawiał, że byliśmy spokojni o dynamikę auta i, co równie ważne, spalanie. W przypadku Leona benzynowy motor o małej pojemności 1,4 litra delikatnie nas przestraszył, na szczęście zupełnie bezpodstawnie. 150 KM i 250 Nm bardzo sprawnie radziły sobie z wypełnionym po brzegi Hiszpanem (a raczej Niemcem). Dodatkowo system ACT, który przy niskim obciążeniu odłącza dwa cylindry, sprawił, że spalanie było więcej niż zadowalające. W trasie, przy prędkości około 120 km/h, auto zadowalało się około 5 litrami na 100 kilometrów. Na pierwszym baku bez problemu dojechaliśmy z Warszawy do Wiednia.
Sztywniejsze zawieszenie, będące wyposażeniem pakietu FR, dzielnie utrzymywało nas i nasze bagaże nad ziemią nie uginając się zbyt mocno pod, bądź co bądź, sporym ciężarem. Tak zestrojone podwozie dodaje pewności w prowadzeniu na ostrych zakrętach, jednocześnie nie uprzykrzając życia pasażerom. Bez obaw, wszystkie plomby zostają na swoim miejscu, a ból karku, tak dobrze znany osobom odwiedzający zlot, na który jechaliśmy, zupełnie nam nie groził.
Jedynie pasażerowie tylnej kanapy mieli powody do narzekania na ciasnotę, ale ku ogólnemu zdziwieniu jednogłośnie stwierdzili, że wcale nie było tak źle. Przez kolejnych kilka dni w pełnym składzie krążyliśmy wokół jeziora Wörthersee, podziwiając przerobione auta grupy VAG. Pojawiło się już nawet kilka Leonów z obniżonym zawieszeniem i większymi felgami. Stylistyka Seata bardzo pasuje do tego typu przeróbek i moim zdaniem wkrótce pojawi się znacznie więcej zmodyfikowanych egzemplarzy.
Nasz dzielny Leon, o dziwo, nie okazał się szarą myszką, nawet w takim towarzystwie. To wersja wyposażeniowa FR. Oprócz oznaczeń, obecnych zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz auta, znajdziemy tutaj także bardziej agresywnie narysowane zderzaki z kratkami na wzór plastra miodu, wspomniane sportowe zawieszenie, specjalny kolor lakieru i osiemnastocalowe felgi. Wewnątrz wzrok przykuwają czerwone przeszycia na kierownicy, fotelach i mieszkach zmiany biegów oraz hamulca ręcznego. Za odtwarzanie dźwięku odpowiedzialny jest bardziej rozbudowany (9 głośników + subwoofer) zestaw SEAT Sound System, który gra świetnie. Po wybraniu sportowego trybu jazdy wnętrze rozświetlały czerwone diody umieszczone w boczkach drzwiowych. Dodatkowo oczywiście zmieniała się także sposób reakcji silnika na pedał gazu oraz sztywność układu kierowniczego. O bezpieczeństwo, a także dużo lepszy wygląd, zadbały także w pełni LED-owe reflektory. W naszym egzemplarzu zabrakło jedynie systemu nawigacji.
Po pięciu dniach spędzonych z Leonem utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to świetny wybór dla rodziny. Nawet pięcioosobowej. Jak widzicie, bez problemu można nim wyjechać na nieco dłuższe wakacje i dalekie trasy. Nie ma powodów, by bać się silnika o niewielkiej pojemności. Po pierwsze nie jest na tyle paliwożerny, na ile by się mogło wydawać, a po drugie jest tańszy zarówno w samym zakupie, jak i przy późniejszym serwisowaniu. Przejechaliśmy łącznie 2717 kilometrów, większość to oczywiście autostrady, ale nie zabrakło odcinków górskich austriackich dróg o dosyć wysokim nachyleniu. Ostatecznie komputer oznajmił nam, że średnie spalanie wyniosło 5,9 l/100 km, co uznaję za świetny wynik. Nasz egzemplarz wyceniono na około 87 000 złotych. Cena tak samo wyposażonego modelu z silnikiem 2,0 TDI 150 KM wyniosłaby ponad 100 000 złotych, co daje nam cenę już o tylko 10 000 złotych niższą od najtańszej Cupry.
Dane Techniczne:
Napęd
Rodzaj silnika: benzynowy, turbodoładowany, R4
Pojemność: 1395 cm3
Oś napędzana: Przednia
Moc maksymalna: 150 KM / 5000-6000 rpm
Maks. moment Obr: 250 Nm / 1500-3500 rpm
Skrzynia biegów: Manualna 6-biegowa
Nadwozie
Długość / Szerokość / Wysokość: 4 263 / 1 816 / 1 459 mm
Rozstaw osi: 2 634 mm
Pojemność bagażnika w litrach: 380 / 1210
Masa własna: 1 241 kg
Dane eksploatacyjne
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h: 8,0 s
Prędkość maksymalna: 215 km/h
Zużycie paliwa – trasa: 5,0 l/100km
Zużycie paliwa – miasto: 6,5 l/100km
Zużycie paliwa – cykl mieszany: 5,9 l/100km
Pojemność zbiornika paliwa: 50 litrów
Emisja CO2 [g/km]: 113