2000 – nie, nie jest to, ani ilość koni mechanicznych, ani nawet cena za jeden oryginalny dywanik z emblematem AMG. Może niektórych z Was wprowadzę w zakłopotanie, ale dwa tysiące to liczba modyfikacji przeprowadzonych w odświeżonym Mercedesie Klasy C, który został przeznaczony na rok modelowy 2011.
Zapytacie: „Gdzie one są? Poza reflektorami, LED-ami i deski ściągniętej z Klasy E nie zauważyłem/am aż tylu zmian„. Uwierzcie – w porównaniu do wersji przedliftingowej nowa Klasa C to perfekcja na czterech kołach. Lepsze jest właściwie wszystko, zaczynając od materiałów, przechodząc przez elektronikę, a kończąc na stylizacji wnętrza i nadwozia. A skąd to wiem? Upewniło mnie o tym 1800 kilometrów spędzonych na polskich drogach. Zapraszam na test.
„Pochodzisz z Affalterbach, kotku?”
I tak, i nie. Moja testówka rzeczywiście wygląda, jakby była dziełem inżynierów z Affalterbach, ale emblematy zdradzają, że jest to jedynie pakiet stylistyczny, który obejmuje m.in. zderzaki i piękne 17-calowe felgi ze stopów lekkich. Taki zabieg miał na celu dodanie C-klasie „dynamiki i pewności siebie”.
Pod maską czeka na nas zwykły doładowany 1,8-litrowy motor o mocy 184 KM i maksymalnym momencie obrotowym równym 270 Nm dostępnym w zakresie od 1800 do 4600 obr./min., który współpracuje z 7-biegową automatyczną przekładnią 7G-Tronic.
Doświadczony współpracą z AMG, a tym samym z każdym z ich modeli, 184 KM nie powinno robić na mnie wrażenia; i tu się zdziwicie. Jednostka napędowa, choć nie ukrywa swoich ekologicznych zapędów, potrafi dać kierowcy ogromną radość z jazdy. Owszem, w wyposażeniu pojawiły się gadżety, typu – system Start/Stop, dzięki czemu na światłach zaoszczędzimy więcej paliwa, ale przy kierownicy znajdziemy także łopatki do zmiany biegów, które psychicznie spełnią niejednego zapalonego miłośnika dynamicznej jazdy.
Klasa C po faceliftingu prowadzi się pewnie i komfortowo, co jest dla mnie nie byle jakim zaskoczeniem. Nigdy bym nie przypuszczał, że autem o tak niskim profilu felg da się szybko i bezpiecznie przebijać przez polskie drogi. W dużej mierze jest to zasługa rewelacyjnie zestrojonego wielowahaczowego zawieszenia.
„A jak z tą twoją ekologią?”
Producent podaje, że nowa C-Klasa w trasie spala 5,1-litra na 100 kilometrów (to o 31% mniej niż w starszych jednostkach). Jeśli komukolwiek z Was uda się osiągnąć taki wynik, to niech przyjmie moje szczere gratulacje, bo dla mnie to czysta fantastyka. 7-8 litrów to realny wynik na polskich drogach, przy w miarę dynamicznej jeździe. Biorąc jednak pod uwagę, że C200 przyspiesza do pierwszej setki w 7,8 sekundy i osiąga prędkość maksymalną 237 KM/H, ilość spalanych litrów jest jak najbardziej do przyjęcia.
Warto się również zastanowić, czy zainteresowany Mercedesem w pakiecie AMG w ogóle będzie preferował ekologiczną jazdę…
„Liczy się przede wszystkim wnętrze”
Jestem przekonany, że gdyby Mercedes-Benz istniał w XVIII wieku, wnętrze nowej C-klasy byłoby jednym ze źródeł czerpania inspiracji romantycznych pisarzy.
Całość ułożona jest w taki sposób, że ciężko doszukać się jakichkolwiek wad. Genialne rozmieszczenie funkcji na desce rozdzielczej, absolutnie bezkonkurencyjne fotele, łatwo dostępny 475-litrowy bagażnik i „gruba” kierownica, o której bez problemu sprawny pisarz napisałby epopeje na wzór Pana Tadeusza, sprawiły, że każde moje rozstanie z tym samochodem wiązało się z hucznym lamentem. Jedynie pasażerowie z tyłu mogą narzekać na brak miejsca na nogi, choć w tej klasie samochodów nie jest to zaskoczeniem.
Na duży plus zasługuje system Command Online, który sterowany za pomocą pokrętła umieszczonego pomiędzy fotelami jest prosty i intuicyjny.
„Temat tabu…”
Standardowego Mercedesa Klasy C po liftingu z 1,8-litrową jednostką o mocy 184 KM można nabyć już za nieco ponad 133 200 złotych. Nasz egzemplarz testowy został wyposażony w praktycznie wszystkie możliwe dodatki, co zwiększyło jego wartości o prawie 100 000 złotych. Składa się na to m.in skórzana tapicerka za niecałe 7 000 złotych, system COMAND Online za ponad 10 000 tysięcy, pakiet AMG za 7 858,13 złotych i linia stylistyczna AVANTGARDE za cenę 7 383,75 zł.
„Taki powinien być prawdziwy Mercedes”
Pamiętacie stare i poczciwe „beczki”? Te auta były i nadal są niemalże nie do zajeżdżenia. I choć ostatnie lata zdecydowanie nie sprzyjały producentowi ze Stuttgartu, nowa gama modelowa Mercedesa wraca do swoich pierwotnych korzeni.
Ktoś kiedyś powiedział, że Mercedesa kupują trzy grupy ludzi. Z salonu wyprowadzi go dyrektor i przejedzie nim 100 000 kilometrów, następnie kupi go taksówkarz i zrobi kolejne 500 000 kilometrów, a na końcu przejmie go Turek, który dobije do 1 000 000 kilometrów i będzie tak samo zadowolony, jak pozostali dwaj poprzedni właściciele.
Inżynierowie niemieckiego producenta wreszcie zdali sobie sprawę, do czego zobowiązuje gwiazda na masce. Spędziłem z tym autem zaledwie kilka dni, a już wiem, że będzie służyło latami. I o to chodziło!
Dane techniczne:
Napęd
Rodzaj silnika: turbo benzynowy
Pojemność: 1796 cm3
Typ napędu: tylny (RWD)
Moc maksymalna: 184 KM (przy 5250 obr/min)
Maks. moment obr.: 270 Nm (1800-4600 obr/min)
Skrzynia biegów: 7-biegowa, automatyczna
Nadwozie
Długość / Szerokość / Wysokość: 4591 / 1770 / 1447 mm
Rozstaw osi: 2760 mm
Pojemność bagażnika w litrach: 475 / 1219
Masa własna: 1430 kg
Ładowność: 515 kg
Dane eksploatacyjne producenta
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h: 7.8 s
Prędkość maksymalna: 237 km/h
Zużycie paliwa – trasa: 5.1 l/100km (7,5 w teście)
Zużycie paliwa – miasto: 6.4 l/100km (11,1 w teście)
Zużycie paliwa – cykl mieszany: 7.6 l/100km (8,5 w teście)
Pojemność zbiornika paliwa: 59 litrów
Emisja CO2 [g/km]: 154
Cena: od 133.200 zł (cena wersji testowanej: około 220 000zł)
Dziękujemy Paulinie Plichta za pomoc przy realizacji zdjęć.