Niektórzy kierowcy aut osobowych nie przepadają za SUV-ami. Uważają, że wymyślono je niepotrzebnie, że są za duże i niepraktyczne. W dodatku ich zdaniem właściciele często jeżdżą nimi tak, jakby byli sami na jezdni – nie włączają kierunkowskazów, wymuszają pierwszeństwo, parkują gdzie popadnie. Jak zawsze jest w tym trochę prawdy, ale wydaję mi się, że większość z krytykujących tak w głębi serca chciałaby jednak jeździć SUV-ami. Dlaczego? Bo to naprawdę uniwersalne samochody, które dobrze spisują się w wielu rolach. Niestety nie należą do najtańszych, przez co w polskich realiach służą dodatkowo do podkreślenia statusu właściciela wzbudzając niechęć i zawiść wśród innych. Zapraszam na test, w którym sprawdzimy, czy Opel Antara zasługuje na miano prawdziwego SUV-a.
Dubai style
Będąc motoryzacyjnym szowinistą do oceny nadwozia z reguły dzielę auta na damskie i męskie. Wśród SUV-ów jest to o tyle proste, że na jednym biegunie stawiam RAV4, a po przeciwnej stronie Nissana X-Traila. Z Antarą mam jednak pewien problem – tu za kierownicą pasuje mi bowiem zarówno facet, jak i kobieta. Czyżby Opel stworzył tzw. unisex’a?
Zastanawiałem się, czy ten uniwersalny image jest przyczyną tego, że Opel Antara jest bardzo rzadkim gościem na naszych drogach. W końcu do widoku Tiguanów czy CR-V prawdopodobnie każdy zdążył się już chyba przyzwyczaić. A Antara? Pomyślcie, kiedy ją ostatnio widzieliście na jezdni? Wszystko to może się zmienić dzięki faceliftingowi, jakiemu niedawno poddano tego SUV-a.
Z przodu zmieniono mu kształt grilla oraz otoczenia świateł przeciwmgielnych, natomiast z tyłu delikatnie przeprojektowano klosze lamp. Niby jest to zwykła kosmetyka, ale skutecznie ukrywa 5-letnią konstrukcję auta, przez co nadal wygląda ono świeżo i nowocześnie. Testowany egzemplarz pomalowano eleganckim białym lakierem perłowym, do tego zamontowano przyciemnione szyby oraz ogromne alufelgi. Dzięki temu wyglądał jak rasowe auto godne szejka.
O terenowo-użytkowym charakterze przypominać nam mają duże srebrne relingi dachowe oraz czarne plastiki zakrywające progi, błotniki i zderzaki. Zwiększony prześwit pozwala zjechać bezstresowo z asfaltowej jezdni w polną drogę lub, co bardziej prawdopodobne, dzielnie pokonywać wysokie krawężniki w centrum miasta. Skoro już o tym mowa – spore nadwozie nie dyskwalifikuje Antary w roli auta miejskiego. Wręcz przeciwnie – dzięki dobrej widoczności oraz wrażliwym czujnikom w zderzakach parkowanie nie będzie dla Was udręką.
Ale to już było
Opel udowadnia, że życie nie zawsze jest czarno-białe. Może też być szare – jak wnętrze prezentowanej dziś Antary. Oczywiście odcieni tego koloru jest bardzo wiele, dlatego też od razu wyjaśniam, że mamy tu do czynienia z miłymi dla oka jasnymi szarościami.
Otwieramy duże drzwi, wdrapujemy się na wysoko zamontowane fotele (przygotowane rozmiarem pod miłośników fastfoodów), rozglądamy się… gdzieś już to widzieliśmy. Kształt kokpitu to tzw. oldschool, któremu bliżej do ostatniej Vectry i Astry III, niż do obecnej Insignii czy Astry IV. Mimo to może się on nadal podobać, bowiem jego prosta forma pasuje do uterenowionego charakteru samochodu. Docenimy na pewno prostą obsługę, jak również dobre materiały wykończeniowe z których go zbudowano.
Jednej rzeczy do dziś nie potrafię jednak zrozumieć – chodzi o zamontowany na wprost przed pasażerem sygnalizator włączonej przedniej poduszki. W dodatku świeci się on na stałe. W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tuż obok nie znajdowała się… dioda sygnalizująca wyłączenie airbagu pasażera. Rozumiem, że chodzi o bezpieczeństwo, ale przypomina mi to trochę amerykańskie ostrzeżenie o gorącej zawartości kubka z kawą. Jedna lampka spokojnie by wystarczyła, a inne umiejscowienie nie szpeciłoby długiej ozdobnej listwy. Dobra, pewnie się czepiam.
Nie zamierzam krytykować za to przestronności wnętrza, ani bagażnika. Zarówno przednie fotele, jak i tylna kanapa są obszerne, a żadnemu z pasażerów nie powinno zabraknąć miejsca na nogi czy nad głową. Oparcie prawego fotela składa się na płasko, niczym w dostawczaku, tworząc z jednej strony wygodny stolik dla kierowcy, a z drugiej zaś umożliwiając przewiezienie dłuższych przedmiotów. Wyposażenie wydaje się być kompletne (skóra, automatyczna klimatyzacja, ksenony, nawigacja). Choć zabrakło złącza USB. Dziwne, zwłaszcza w aucie tej klasy, w XXI wieku i za taką cenę.
Z drogi śledzie, SUV jedzie
Zamykając grube drzwi łatwo docenimy dobre wygłuszenie kabiny – we wnętrzu panuje cisza i spokój. Stan ten nie ulegnie zmianie również po włączeniu wysokoprężnego silnika, który nawet gdy jest zimny nie przeszkadza pasażerom w rozmowie. Jadąc ze znaczną prędkością bardziej słyszymy powietrze opływające dużą karoserię, niż samą pracę jednostki napędowej.
Jak wspomniałem na wstępie rasowy SUV w polskich warunkach oprócz szpanowania służy również do ścigania się. Auta te z reguły okupują lewą stronę jedni poganiając słabszych rywali. Wyścig spod świateł? Nie ma problemu! Patrząc z tej perspektywy wyjechałem Antarą na jedną z warszawskich wylotówek, zająłem miejsce na lewym pasie i przystąpiłem do testu.
Wciskam gaz. Silnik wchodzi na wysokie obroty, a Antara niczym przyklejona do asfaltu wyrywa do przodu. Niby nic w tym dziwnego, ale z nieba leją się hektolitry wody, a mój konkurent w służbowym Mondeo mieli przednimi kołami w miejscu. Dobrze mieć napęd na cztery koła!
Silnik od 2 tys. obr./min oferuje nam 400 Nm, a jego maksymalna moc to 184 KM. Póki co brzmi fajnie, prawda? Niestety w testowanym egzemplarzu połączono go z automatyczną 6-biegową skrzynią, która skutecznie studzi jego możliwości. Nie jest ani szybka, ani subtelna – jeśli lubicie jeździć dynamicznie od razu radzę Wam kupić wersję z manualem, odzyskacie w ten sposób ”cenne” sekundy w sprincie oraz bez trudu pobawicie się świetną elastycznością tego 2.2-litrowego diesla.
Po co więc automat? Bo za kierownicą SUV-ów siadają nie tylko piraci drogowi, ale również i spokojniejsze osoby, w tym wielbiące ten gatunek aut panie. Czemu je tak lubią? Za poczucie bezpieczeństwa, mocny silnik i pewne właściwości jezdne. Niezależnie czy na zewnątrz pada śnieg, czy deszcz, jazda SUV-em oznacza 100% bezpieczeństwa dla podróżnych. I tu właśnie Antara po raz kolejny udowadnia, że jest rasowym SUV-em.
Większość sytuacji drogowych nie robi na niej większego wrażenia. Pewnie pokonuje zakręty, koleiny w jezdni po TIR-ach, czy ”tarkę” przed pasami. Zawieszenie skutecznie, i co ważne, cicho wybiera napotkane nierówności, a pasażerowie czują, jakby jechali po znacznie równiejszej drodze, niż jest to w rzeczywistości. Hamulce są skuteczne i nawet przy pełnym obciążeniu nie dają obaw o zatrzymanie tego, jakby nie było, ciężkiego auta (masa własna 1750 kg).
Podsumowanie
Daje radę? Daje! Czemu więc jest ich tak mało na drogach? Być może przez cenę – Antara w wersji Cosmo z mocniejszym dieslem i automatem kosztuje obecnie 131.750 zł. Prezentowany (bogato wyposażony) egzemplarz to wydatek już ok. 150 tys. zł, czyli sami przyznacie – sporo. Z drugiej strony Bartek testował ostatnio Superba za podobne pieniądze – dla mnie byłby to prosty wybór. Antara. Czemu? Bo jest prawdziwym SUV-em, a ja nie jestem jednym z tych krytykantów i otwarcie się przyznaję – lubię jeździć SUV-ami.
Dane techniczne:
Napęd
Rodzaj silnika: turbodiesel
Pojemność: 2231 cm3
Typ napędu: 4×4
Moc maksymalna: 184 KM (przy 3800 obr/min)
Maks. moment obr.: 400 Nm (2000 obr/min)
Skrzynia biegów: 6-biegowa, automatyczna
Nadwozie
Długość / Szerokość / Wysokość: 4596 / 1850 / 1761 mm
Pojemność bagażnika w litrach: 402 / 1391
Masa własna: 1750 kg
Ładowność: 433 kg
Rozstaw osi: 2707 mm
Dane eksploatacyjne producenta
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h: 10.1 s
Prędkość maksymalna: 191 km/h
Zużycie paliwa – trasa: 6.4 l/100km
Zużycie paliwa – miasto: 10.3 l/100km
Zużycie paliwa – cykl mieszany: 7.8 l/100km
Pojemność zbiornika paliwa: 65 litrów
Emisja CO2 [g/km]: 205