Niebieska pigułka szczęścia. Test Renault Clio 2.0 16V Gordini RS

Na początku lat dziewięćdziesiątych Renault zachwalało pierwszą generację Clio jako auto prosto z raju, gdyż klienci mieli docenić jego komfort i bogate wyposażenie. Druga generacja nastawiona była m. in. na młodszych nabywców – kto z nas nie pamięta reklamy limitowanej wersji MTV, ze sprzątającym knajpę facetem, który pośpiewywał sobie kultowe wówczas „gerrappa”? No dobrze, jak w takim razie zareklamowałbym prezentowane dziś Gordini? Czerwony symbol ostrzegawczy w prawym górnym rogu ekranu i treści dozwolone do nadawania po godzinie 23. To auto jest jak Viagra – małe, niebieskie i zapewnia mnóstwo frajdy potrzebującym doznań. Zapraszam na test.

Ostentacyjność wyglądu tej wersji już sama w sobie jest piękna. Czy ktoś kiedyś zastanawiał się nad estetyką złotych felg Imprezy czy ogromnym tylnym spoilerem Evo? Nie? I bardzo dobrze. Gordini to taki francuski Abarth – tradycja nakazuje kolor i białe pasy na nadwoziu. Zero subtelności. Nawet zaparkowane wygląda na piekielnie szybkie. Czemu? Napompowane błotniki z dodatkowymi wlotami powietrza szczelnie wypełniają 17-calowe alufelgi z niebieskimi akcentami. Czarny przód znany z RS-a rozświetla dolny biały spojler. Białe są również lusterka, a z tyłu w oczy rzuci się dyfuzor i dwie okrągłe rury wydechowe. Kuper Clio będzie z resztą najczęściej oglądany przez innych kierowców, a to za sprawą mocy, która drzemie pod krótką maską z białymi pasami. Ale o tym za chwilę.

Zapraszam do środka. Oczywiście z przodu, bo jazda w tak mocnym samochodziku na tylnej kanapie może skończyć się jedynie problemami z żołądkiem. Z resztą i tak nie ma tam za dużo miejsca, a samo dostanie się na tył utrudniają przednie fotele. Wrzućcie jeszcze tylko bagaże do sporego kufra i siądźcie wygodnie w głębokich, ciemnych, skórzanych kubełkach. Przyznacie, że czuć tu klimat sportu. Panel środkowy w czarnym fortepianie miło kontrastuje z niebieskim mieszkiem skrzyni biegów oraz takimi samymi akcentami tapicerki. Na tunelu środkowym znalazła się podnosząca ego tabliczka z numerem konkretnego egzemplarza tej limitowanej serii. Złapcie świetnie grubą kierownicę z charakterystycznym powtórzonym białym pasem. Pod nogami aluminiowe pedały… nie możecie się już doczekać jazdy?

Naciskam guzik start. Silnik budzi się do życia. Brzmi świetnie. Na wyświetlaczu pojawia się napis Renault Sport, a na mojej twarzy uśmiech. Zaraz ile to ma koni? 203. Uśmiech sięga już od ucha do ucha. Wpinam jedynkę – znakomita jak na Renault skrzynia biegów. Ruszam. Lekkie zaskoczenie, to auto prowadzi się jak gokart. Spodziewałem się w nim mimo wszystko więcej Clio, niż auta sportowego. Precyzyjny układ kierowniczy sprawia, że auto jest wyjątkowo posłuszne. Twarde zawieszenie może i odejmuje komfortu w dłuższych trasach, ale za to skutecznie zapobiega jakimkolwiek przechyłom nadwozia w wirażach. Do szaleństw po mieście jak znalazł. Każdy kolejny zakręt Gordini pokonuje jak przyklejone. Nie mogę się nadziwić jak dużo radości sprawia mi jego prowadzenie.

W końcu trafiła się jakaś prosta. Wciskam gaz, wolnossący dwulitrowy motor wkręca się na wysokie obroty, a w kabinie słychać  tylko silnik i mój okrzyk radości (dobrze, że byłem sam w kabinie i nikt nie słyszał słów jakie wtedy padały). Osiągi tego małego Renault wpędzą w kompleksy niejednego amatora sprintu spod świateł. Pierwsza setka pojawia się na liczniku po 6,9 s. Ostatnio tak szybko jeździłem nowym S60 w wersji T6, ale tam za sprawą jego masy, wygłuszenia i automatycznej skrzyni przyspieszenie było gładkie i płynne. Świat po prostu szybciej uciekał za oknami. Siedząc w Clio Gordini chłoniemy każdy kilometr. Droga z biura do domu zmienia się w odcinek specjalny rajdu – urywamy dodatkowe sekundy i przy odrobinie pecha na mecie czeka nas mandat. Silnik Clio wkręca się do prawie 8 tys. obr/min. Prawdziwa moc pojawia się przy ok. 4 tys. obr/min i trzyma aż do 7,5 tys. obr/min kiedy to lampka i ostrzegawczy sygnał przypominają nam o konieczności wrzucenia kolejnego biegu. Po kilku dniach z Gordini złapiecie się na tym, że miejsce, gdzie dieslem jedziecie na czwartym biegu małym Clio pokonujecie na dwójce. Nadal uśmiechnięci.

A co, gdy przeciwności losu zepchną na Wasz pas Fabię czy inne Seicento? Na szczęście hamulce są ostre jak żyleta, a po ich rozgrzaniu droga hamowania nie ma tendencji do wydłużania. No dobrze, a spalanie? Katowane w warunkach miejskich Gordini potrzebowało ok. 11.4 l/100 km. Tragedii nie ma.

Czy kupiłbym je? Nie, bo znam siebie za dobrze. Co innego pojeździć nim kilka dni, a co innego mieć je na zawsze. Noga przyklejona do gazu, rozanielony wyraz na twarzy i mandat albo jeszcze gorzej wypadek gotowy. Gordini polecam osobom obeznanym z prowadzeniem mocnych samochodów i przede wszystkim odpornym na uzależnienia. Czy warto dopłacać kilka tysięcy do wersji Gordini w stosunku do zwykłego RS-a? Warto. Nie chodzi o te dodatkowe 3 KM, ale bardziej o wspomnianą wcześniej tabliczkę z numerem egzemplarza oraz o image tego modelu. Takie Clio ma zadatki na to, by dobrze utrzymany egzemplarz był w przyszłości chętnie poszukiwany przez kolekcjonerów.

Dane techniczne:
Napęd
Rodzaj silnika: benzynowy
Pojemność: 1998 cm3
Typ napędu: przedni
Moc maksymalna: 203 KM (przy 7100 obr/min)
Maks. moment obr.: 215 Nm (5400 obr/min)
Skrzynia biegów: 6-biegowa, mechaniczna
Nadwozie
Długość / Szerokość / Wysokość: 4017 / 1769 / 1484 mm
Pojemność bagażnika w litrach: 288
Masa własna: 1279 kg
Ładowność: 411 kg
Rozstaw osi: 2585 mm
Dane eksploatacyjne producenta
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h: 6.9 s
Prędkość maksymalna: 225 km/h
Zużycie paliwa – trasa: 6.2 l/100km
Zużycie paliwa – miasto: 11.2 l/100km
Zużycie paliwa – cykl mieszany: 8.2 l/100km
Pojemność zbiornika paliwa: 55 litrów
Emisja CO2 [g/km]: 190