Używanie większości samochodów jest proste. Mają kierownicę, więc daje się nimi kierować, mają hamulec i gaz, więc można zmieniać prędkość. Mają też bagażniki, klimatyzacje, radio i wycieraczki. Czasem producent jest tak hojny, że dorzuci ABS, EBD, ASR, MVR, THC, NHL, a jak dobrze ponegocjujecie, to nawet FIFA.
Ale jeśli chcecie kupić coś bardziej szalonego, a pieniądze nie grają roli? Wybór jest olbrzymi. Pierwszą myślą będzie zapewne: „superauto”.
Większość kieruje pierwsze kroki do Ferrari. Niezwykle miły sprzedawca, w garniturze od Armaniego i koszuli tak drogiej, że zainstalowano w niej system alarmowy, zapyta was o najdrobniejsze nawet detale waszego życia celem skonfigurowania wymarzonego samochodu. Włosi… Zaproponuje wam też jazdę testową. I tu pierwsze rozczarowanie. Otwieracie drzwi, wsiadacie, oglądacie, dotykacie… wszystko spasowane perfekcyjnie. Luksusowe materiały, wszystko miłe w dotyku, a skórzana tapicerka uszyta z milimetrową precyzją. Niejedna kobieta chciałaby mieć tak uszyte futro. I po chwili… nie ma fizycznej możliwości wydostania się z tego samochodu. Chyba, że macie 20 lat (i od 15 uprawiacie jogę, gimnastykę artystyczną i balet), ale jeśli stać was na Ferrari – raczej nie macie. Więc zrezygnowani idziecie do Lamborghini.
Tutaj sprzedawca w jeszcze lepiej dobranym garniturze i koszuli droższej o milion funtów od waszego domu zaproponuje wam najnowsze LP – kierunkowy na Seszele. Oglądacie, pytacie, dotykacie. Auto-marzenie! Tylko tu pojawia się kolejny problem. Od kiedy ta włoska marka została kupiona przez Volkswagena, auta te straciły część swojego szaleństwa. Właściwie straciły całe swoje szaleństwo. Elektroniczny mózg krzyczy „ACHTUNG!” zanim w ogóle dotkniecie czegokolwiek. Z narowistych byków stały się Dogami. Wygląd groźny i na wyglądzie się kończy. Skoro włoska robota nie zdaje egzaminu to może niemiecka precyzja?
Może więc BMW M5? Piękna, piekielnie mocna limuzyna. Ale nie da się po prostu wsiąść, przekręcić kluczyka i ruszyć w drogę. Musicie najpierw ustawić twardość zawieszenia, szybkość zmiany biegów i całe mnóstwo innych opcji. A kiedy stracicie pół godziny i w końcu system pozwoli wam uruchomić silnik… włączy się SatNav. I tu niespodzianka. Nie da się jej wyłączyć. Co znaczy, że gdzie byście się nie udali będzie wam mówić co macie zrobić. Coś, jak druga żona. „Za 500 metrów, zawróć, jeśli to możliwe”. No dobra, mamo…
Prowadzeni przez upierdliwą nawigację udajecie się do Mercedesa obejrzeć model SLS. W salonie Hans prezentuje wszystkie zalety tego pojazdu. Zainteresowani otwieracie drzwi, wsiadacie do środka i… zapominacie ich zamknąć. Żeby nie wyglądać na totalnych nieudaczników próbujecie podnieść rękę i sięgnąć skórzany pasek służący za klamkę. Nawet jeśli jesteście amerykańskim koszykarzem nie uda się to wam. Dzięki, Hans. Pasek w spodniach już mam. A wyższy, i tak, nie będę.
A co, jeśli zapragniecie mieć nowego TVR Tuscana 2? Myślicie sobie: „Samochód, jak każdy inny. Wsiadasz, umieszczasz kluczyk w stacyjce, budzisz silnik, wrzucasz bieg i po sprawie. To przecież zwykły samochód.” Cóż… niezupełnie. Jeśli już uda Wam się do niego wsiąść, i jakimś cudem David Copperfield zdradzi wam sekret odpalania tego dziecka brytyjskiej inżynierii, samochód niemal na pewno się zepsuje. Mówię serio. A gdy zapragniecie z niego wysiąść… nie pozwoli wam. Siedząc w środku i czekając na pomoc przypadkowej osoby, zaczniecie wyrywać sobie ostatnie włosy i będziecie rozmyślać, dlaczego nie wydać tych ciężko zarobionych pieniędzy na coś, w czym przynajmniej nie będziecie chcieli się zabić. Może więc należałoby kupić coś wygodnego?
Tak właśnie wasza uwaga pada na Astona Martina. Zarówno DB9 jak i DBS po prostu jeżdżą. Wsiadasz, wkładasz kluczyk do stacyjki i… uruchamiasz silnik. Zero konfiguracji. Zero sekwencji startowej. Wrzucasz jedynkę, naciskasz pedał gazu… i samochód jedzie. To zwykły samochód! Jego sześciolitrowe V12 generuje 470 koni mechanicznych, a prędkość maksymalną ustalono na poziomie 306km/h. Nie jest to więc najszybszy samochód w historii, ale w zupełności wystarczy, aby pojechać na koniec ulicy po bułki na śniadanie. Tak, to supersamochód, który można używać na co dzień. Do bagażnika zmieszczą się rzeczy na weekendowy wyjazd za miasto, wygodne i funkcjonalne wnętrze sprawi, że na miejsce dojedziecie wypoczęci i rześcy.
Co więcej, ta dystyngowana brytyjska marka doczekała się kolejnego reprezentanta. Ma ten sam fenomenalny silnik co DB9, ten sam układ kierowniczy. Ale to nie jest kolejna limitowana wersja. To całkowicie nowy model. Nazywa się Virage. Od starszego brata odróżnia go pakiet aerodynamiczny obejmujący zderzaki i listwy progowe oraz bogatsze wyposażenie. Teraz idąc do salonu macie kolejny dylemat.
Wybrać szybszego DB9 czy dołożyć trochę i kupić Virage? A może skusić się na DBS, który ma co prawda lepsze osiągi, za to wygląda jak eksperyment mający na celu skrzyżowanie Penelope Cruz z jeżowcem. Jeśli już podejmiecie decyzję dotyczącą modelu staniecie przed koniecznością wyboru konfiguracji. Automat z łopatkami czy manual? Kolor tapicerki, dywaników, podsufitki, foteli… lista kolorów jest dłuższa od paznokci Lee Redmond. Potem już tylko wyposażenie dodatkowe i voila! Po jakimś stuleciu przyślą go wam w ślicznym kontenerze pod dom.
Jak widać wybór supersamochodu jest zdecydowanie trudniejszy od wyboru zwykłego auta. Normalnie wybór pada na najlepiej wyposażony, najładniejszy (oczywiście w mniemaniu klienta) i najlepszy technicznie model. Mnogość zaskakujących i na ogół całkowicie bezużytecznych rozwiązań powoduje, że im droższy samochód tym mniej przyjazny użytkownikowi. Więcej nauki obsługi niż frajdy z jazdy. Nawet jeśli sprzedawca dorzuci FIFA gratis.
7 komentarzy
zgadzam się, aczkolwiek chyba chciałbym mieć ten problem z przebijaniem się przez konfiguratory superaut… 😉 z resztą czasem to fajna rozrywka!
Obejrzałem każdy odcinek Top Gear po dwa jak nie 3 razy i mogę tylko powiedzieć jedno – fajne streszczenie TG 😛
Ra7age – tak, u nas każdy jest fanem TG i nie da się ukryć, generalnie pomysły czerpane są właśnie z tego genialnego programu.
Fajny artykuł, czyta się super. Ja i tak wole Infinity FX50s, potężny suv, 390KM wgniata w fotel po każdym muśnięciu gazu, przy rozsądnym spalaniu 15 l 🙂
Tylko że tak marka jest bardzo rzadka. I z opisu powyżej przypomina Astona, wsiadasz zapalasz i ognia 🙂
@Ra7age
No mnie też strasznie Clarksonem podjechał ten tekst. 🙂
Wiecie, generalnie to, że np. M5 ma dupny system, może powiedzieć każdy, nie tylko Clarkson. Ale styl bardzo podobny, to fakt 🙂
jak się ma kasę to się nie ma takich problemów… zawsze się znajdzie coś fajnego
jeżeli się chce czegoś praktycznego jest np. california czy jakieś porsche 911
Komentowanie zostało wyłączone.