Mamy Tatę! Test Tata Indica Vista 1.4/75KM Safire

Zależało mi na teście Taty Indiki po pierwsze dlatego, że interesują mnie ”tanie” marki samochodowe (pisałem nawet o nich pracę magisterską), a po drugie, bo lubię wyzwania. W końcu nie sztuką jest znalezienie czegoś pozytywnego w wozie za 170 tys. zł, który nafaszerowano elektroniką i najnowszymi rozwiązaniami pod maską. Ale czy w samochodzie za 28 tys. zł odnajdę jakieś plusy, dzięki którym zapomnę o jego cenie i powiem, że go polubiłem?

Z doświadczenia wiem, że decyzja o zakupie nowego auta przy tak ograniczonym budżecie musi oznaczać pójście na kompromis. Na dalszy plan schodzi wizerunek marki czy stylistyka karoserii. Skrupulatnie liczymy za to ilość drzwi, poduszki powietrzne, pytamy o centralne zamki, dzieloną tylną kanapę i o wspomaganie kierownicy (tak tak, są jeszcze auta bez wspomagania). To normalne, że idąc do salonu chcielibyśmy otrzymać jak najwięcej wyposażenia za jak najniższą cenę.

Wybierzcie się do dealera Taty, a przeżyjecie szok (cenowy). Za 27 950 zł zaoferują Wam nowy, pięciodrzwiowy samochód z segmentu B, który seryjnie ma klimatyzację, elektryczne cztery szyby, radio, centralny zamek i kilka innych dodatków. Na pierwszy rzut oka prawdziwa okazja, w końcu nawet koreańscy konkurenci z podobnym wyposażeniem są o dobre 10 tys. zł drożsi. Po chwili przychodzi jednak zastanowienie – może tkwi tu gdzieś jakiś haczyk?

Pragmatyczni ludzie przy podejmowaniu trudnych decyzji zwykle robią listę za i przeciw. Dlatego też wczułem się w tą rolę, spędziłem z Tatą Indiką pięć niezapomnianych dni i po skończonym teście postanowiłem przygotować Wam taką listę. Na początku były to jedynie plusy i minusy, po chwili jednak doszedłem do wniosku, że tak drastyczny podział nie jest fair. W osobnej kategorii umieściłem więc rzeczy, które mi osobiście przeszkadzały, ale statystyczny Kowalski (nieskażony jazdą Volvo S60) mógłby z powodzeniem przegapić albo najzwyczajniej w świecie z nimi żyć – w myśl powiedzenia ”ten typ tak ma”.

Zalety:

  • wygodny dostęp do wnętrza przez szeroko otwierane drzwi boczne

  • przyzwoita przestronność kabiny

  • dobra widoczność dookoła

  • praktyczne schowki i półki

  • seryjne wyposażenie (klimatyzacja, elektryczne szyby i centralny zamek)

  • komfortowe pokonywanie nierówności w jezdni

Wady:

  • miękkie zawieszenie… OK, może i Indika kocha nasze drogi, ale nie znosi za to zakrętów. Karoseria przechyla się w nich bardzo mocno, a płaskie fotele w ogóle nie słyszały pojęcia ”trzymanie boczne”. Efekt jest taki, że kolejne łuki pokonywałem uczepiony kierownicy i o dobre 30% wolniej niż w innym samochodzie. Do tego dochodzi wzdłużne kołysanie przy hamowaniu czy przyspieszaniu – kierowcy z chorobą morską miejcie się na baczności.

  • gumowaty układ kierowniczy pozbawiony precyzji działania

  • hacząca” skrzynia biegów – kłopoty z ”włożeniem” piątego biegu

  • niski poziom użytych materiałów i ich montażu w kabinie. Auto miało przejechane niespełna 7 tys. km, a uchwyt do zamykania drzwi po stronie pasażera był już obluzowany (dosłownie został w ręku podczas zamykania drzwi!), a spod schowka przed pasażerem zwisały kable. Nieosłonięte śruby w klamkach wewnętrznych pomijam.

Mi dodatkowo przeszkadzały:

  • donośny (i niezwykle irytujący) dźwięk ostrzegający o: pozostawieniu włączonych świateł, otwarciu drzwi czy niezapiętych przednich pasach. Rozumiem, że jest on zamontowany dla naszego bezpieczeństwa, ale przysięgam – jeden dzień więcej, a dobrałbym się do niego ze śrubokrętem.

  • otwieranie bagażnika tylko z kluczyka; do tego na włożenie rzeczy mamy jakieś 15 sekund, ponieważ po tym czasie jego oświetlenie gaśnie… przy okazji uważajcie na głowę, gdyż tylna klapa podnosi się za nisko.

  • ciężko domykające się drzwi – standardem było domykanie za drugim razem

  • słabe wygłuszenie kabiny – silnik jest głośny, a do tego słychać szum opon

  • jakość dźwięku płynąca z głośników zniechęca do słuchania jakiejkolwiek muzyki – szkoda, bo radioodtwarzacz JVC ma nawet wejście USB

  • lewe lusterko zewnętrzne ma za mały zakres regulacji – każdy powyżej 180 cm wzrostu bije pokłony w stronę kierownicy chcąc sprawdzić w nim sytuację przed zmianą pasa ruchu

  • to samo dzieje się przy korzystaniu z pokręteł wentylacji. Umieszczone nie dość że za nisko, to jeszcze za daleko od rąk kierowcy – każdorazowo odrywałem plecy od oparcia.

  • niewygodne, zupełnie płaskie fotele, których nie da się wystarczająco daleko odsunąć do tyłu

  • elektryczne szyby bez funkcji impulsowego opuszczania – wiem, nie jest to mankament, który przekreśla zakup, ale trochę dziwi, że producent montuje np. podświetlaną stacyjkę, ale skąpi na elektryce szyb i do ich pełnego opuszczenia trzeba ciągle trzymać palec na przełączniku.

  • zaryglowanie zamków drzwi następuje automatycznie (z hukiem) po ruszeniu, ale żeby je otworzyć trzeba użyć osobnej dźwigienki

  • klakson nie działa po wyjęciu kluczyka ze stacyjki (może w trosce o stan akumulatora?)

  • lampka niezapiętych tylnych pasów mruga nawet gdy nikt, ani nic, się tam nie znajduje.

Po takiej analizie zadałem sobie dwa pytania: kto jest potencjalnym klientem Indiki i czy sam bym ją kupił? O ile druga (odmowna) odpowiedź była prosta, o tyle określenie profilu przyszłego posiadacza zajęło mi chwilę. Podejrzewam, że jest to senior, który np. co dziesięć lat zmienia samochód i to zawsze na nowy. Z poczciwego Poloneza przesiadł się w Uno nabyte w czasach kontyngentu bezcłowego, potem kupił żerańskiego Lanosa, a teraz jest kuszony bollywoodzkim tańcem Taty. Nie zrozumcie mnie źle, dla takiej osoby będzie to na pewno skok jakościowy i nie pożałuje raczej swojego wyboru. Chodzi o to, że trzyletnia gwarancja i seryjna klimatyzacja to trochę za mało. Największym konkurentem Indiki nie jest bowiem Dacia czy Fiat, najgroźniejszym rywalem jest przeogromny rynek samochodów używanych.

Dysponując kwotą 28 tys. zł nie musimy wybierać tylko między przeciekającym Audi z milionem kilometrów na liczniku czy owiniętym dwa razy o latarnie Passatem. Spokojnie można trafić na trzyletnie, ekonomiczne auto z segmentu B od pierwszego właściciela, z niedużym przebiegiem i podobnym, o ile nie lepszym, wyposażeniem.

Indika niestety nie wytrzymuje dla mnie takiego porównania – wiara w reinkarnację tłumaczy wszechobecnego w niej ducha samochodów sprzed 15 lat. Zaprojektowana przez Justyna Norka karoseria kryje w sobie rozwiązania techniczne zbliżone do pierwszego Accenta. Jeśli jednak indyjska marka będzie się rozwijać w podobnym tempie co Kia czy Hyundai, to nie wykluczone, że za 10 lat w salonach Taty samochody będą schodzić jak ciepłe bułeczki. Na razie trudno jest mi znaleźć powód, dla którego miałbym wybrać Tatę, a nie lekko używany samochód.

Dane techniczne:
Napęd
Rodzaj silnika: benzynowy
Pojemność: 1368 cm3
Typ napędu: przedni
Moc maksymalna: 75 KM (przy 6000 obr/min)
Maks. moment obr.: 114 Nm (3250 obr/min)
Skrzynia biegów: 5-biegowa, mechaniczna
Nadwozie
Długość / Szerokość / Wysokość: 3795 / 1695 / 1550 mm
Pojemność bagażnika w litrach: 232
Masa własna: 1150 kg
Ładowność: 475 kg
Rozstaw osi: 2470 mm
Dane eksploatacyjne
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h: b.d.
Prędkość maksymalna: 170 km/h
Zużycie paliwa – trasa: 4.8 l/100km
Zużycie paliwa – miasto: 7.9 l/100km
Zużycie paliwa – cykl mieszany: 5.9 l/100km
Pojemność zbiornika paliwa: 44 litrów
Emisja CO2 [g/km]: 139