Uwielbiam akcje serwisowe. Koncerny wypuszczają wadliwe auta, po czym skruszone wzywają np. 800 tysięcy posiadaczy, aby móc wymienić felerną uszczelkę w silniku. Co bardziej drastyczne przypadki oznaczają przegrzanie jakiegoś elementu i samozapłon – wszyscy pamiętamy letnią plagę płonących Ferrari. Dziś trafiłem jednak na coś prawie tak abstrakcyjnego, jak 3,8-milionowa akcja przywoławcza dotycząca dywaników w Toyotach.
Amerykańska agencja National Highway Transportation Safety Administration wymusiła na Suzuki wezwanie do serwisów prawie 70 tysięcy sztuk modelu SX4 z lat 2007-2010 r. Powód? Wadliwe śruby. Gdzie? W mocowaniu zewnętrznych lusterek.
W uzasadnieniu stwierdzono, że z biegiem czasu wibracje mogą spowodować poluzowanie śrub, co w skrajnych przypadkach oznaczać będzie odpadnięcie lusterek. Niebezpieczeństwo takiej sytuacji nie polega na fruwającym bezwładnie elemencie, ale grożącym wypadkiem brakiem widoczności do tyłu. Pewnie się czepiam, ale pamiętam czasy, kiedy prawe lusterko nie było standardem i większość aut miała je zamontowane tylko ze strony kierowcy.
Ciekawi mnie też, czy w użytkowanych na naszych drogach SX4 i Sedici właściciele zbierają z dziurawych jezdni swoje lusterka.
Via: Autoblog